Włosy stylizuje na ciepło naprawdę
rzadko. Raz, że moje włosy i bez suszenia/prostowania/kręcenia
potrafią spektakularnie zniszczyć się od samego siedzenia na
głowie. Dwa – mam włosy proste z natury i takie lubię
najbardziej. I tylko dla odmiany, od czasu do czasu, robię fale za
pomocą prostownicy.
Z kosmetykami termoochronnymi
doświadczenie mam niewielkie i z większości jestem niezadowolona. Ostatnio używałam kremu termicznego
L'Oreal Absolut Repair Lipidium – i tak bardzo nienawidzę tego,
jak sztywne i matowe są po nim moje włosy, że postanowiłam
następnym razem zrobić coś samemu.
Mgiełkę ochronną ukręciłam w
maleńkiej buteleczce z atomizerem (50 ml), do której wlałam:
- łyżeczkę bardzo kiepskiej maski
Alfaparf Semi di Lino (skład jak typowa bazowa odżywka, do której dodano, w
niewielkiej ilości, silikon)
- łyżeczkę mąki ziemniaczanej
- dosłownie 5 kropli nafty
- wodę do końca opakowania
Idea termoochrony powinna być
zachowana – brak składników łatwo nagrzewających się do
temperatury wyższej niż temperatura destrukcji keratyny, jest
hydrofilowy film ochronny (w postaci skrobii) i dająca połysk
nafta. Spryskałam włosy, poczekałam moment, żeby podeschły.
Stylizowałam w temp. 150OC za pomocą prostownicy Wahl
Cutek Advanced.
Efekt jest następujacy:
zaraz po zakręceniu, światło naturalne
osiem godzin później, światło sztuczne
Trochę lepiej niż z L'Orealem, ale...
nadal źle. Pierwsze spostrzeżenie jest takie, że nie bardzo chciały się modelować, więc fale są raczej śladowe, co oczywiście jest sporym minusem (i prawdopodobnie zasługą zbyt dużej ilości skrobii). Za to trzymały się, bez żadnego lakieru, w niemal niezmienionym kształcie, aż je umyłam - to wielki plus!
Nie tak sztywne i suche jak po L'Orealu, ale troszkę niestety tak, i co najgorsze - tak samo okropnie matowe.
Płytki prostownicy ubrudzone znacznie mniej, no i cena - duuuuuużo niższa ;)
Czy będę powtarzać?
Myślę, że tak, ale spróbuję dodać o połowę mniej skrobii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz