sobota, 30 lipca 2016

Czemu mentol chłodzi (i kosmetyki na upał)

Nie należałam nigdy do rzeszy ludzi cierpiących w upały, a mój ulubiony odpoczynek to - mniej więcej - śródziemnomorska temperatura i jazda rowerem w samo południe ;) Chyba takie upodobania nie zmieniają się znacznie z wiekiem, bo moja mama również jest w stanie porządnie zmarznąć przy 20oC ;) Czasami jednak nawet my lubimy wrażenie chłodzenia (szczególnie stóp i szczególnie w ciąży). Rozumiem też, że niekiedy do dyskomfortu doprowadza np. samo uczucie bycia nieświeżym albo nasilający się w wyższej temperaturze świąd skóry atopowej.
Z każdej z tych sytuacji można odrobinę sobie pomóc kosmetykami.

Oszukać receptory
Najłatwiej i stosunkowo najtrwalej (na około ok. 40 minut) można schłodzić się po prostu kosmetykiem chłodzącym. W składzie większości takich kosmetyków znajdziemy mentol albo wyciągi z roślin będące jego źródłem (nie jest to jedyny związek o takim działaniu, ale z pewnością najpopularniejszy). Mentol, w uproszczeniu, działa w ten sposób, że pobudza receptory zimna (aktywuje proteiny TRPM 8 i TRPM1), co sprawia, że nasz układ nerwowy reaguje, jak byśmy odczuwali chłód. Jest ,,przyjaznym oszustem” jeszcze z jednego powodu – działa lekko przeciwbólowo i przeciwświądowo.
jeden z izomerów mentolu [Wikipedia]

Jeśli mamy swoje ulubione kosmetyki, a chciałybyśmy, żeby choć trochę chłodziły, warto pokusić się o dodanie mentolu lub olejku z mięty (kosztuje w aptekach grosze) lub eukaliptusa. Szczególnie polecam do żelu pod prysznic i szamponu.
Jeśli dysponujemy czystym krystalicznym mentolem, warto pamiętać o tym, że lepiej rozpuszcza się alkoholu niż wodzie i żeby sprawdzić, jaka zawartość nas urządza (zaczynamy od ok. 0,1%) - dodany w nadmiarze działa dokładnie odwrotnie, a że każdy jest wrażliwy w innym stopniu...

Ciekawostka – porażające uczucie nawilżenia, takiej ,,chłodnej wody wnikającej w skórę”, które towarzyszy aplikacji kremów nawilżających, również jest sztuczką osiąganą przez dodanie niewielkiej ilości mentolu do składu. Nawilżenie skóry nie daje aż tak spektakularnego odczucia ;)

Osuszyć (i złagodzić)

Kąpiel w płatkach owsianych i mące ziemniaczanej to nie tylko sztuczki dla atopików i małych dzieci. Owszem, wydatnie zmniejszają poziom marudzenia obu grup podczas upału (sprawdzone na ludziach i ludzikach), ale poza łagodzeniem świądu mają jeszcze dwa atuty:
  • chronią przed wysuszeniem (tj. utratą wody z naskórka)
  • zmniejszają wrażenie ,,lepkiej od potu” skóry
Od biedy może być też woda pozostała po gotowaniu produktów zbożowych (ryżu, makaronu, kaszy) albo ziemniaków. Sama najczęściej używam po prostu mąki ziemniaczanej - nie gotuję krochmalu, tylko wrzucam 4 czubate łyżki do letniej kąpieli. Na skórze pozostaje cienka warstwa ,,pudru”, która absorbuje wilgoć i sprawia, że skóra jest matowa i mniej kleista.
Mąka daje radę także, kiedy ,,przypudrować się” nią na sucho. Mam ją zawsze (w małym słoiczku, rzecz jasna ;) w torebce i nie jeden raz uratowała mi skórę przed otarciem. W chwili kryzysu wolę oprószyć nią stopy niż założyć plaster (który i tak przesunie się po niecałym kilometrze ;).

,,Zamglone” działanie mgiełki
Odparowanie potu umożliwia schłodzenie się. Mniejszy, ale również odczuwalny efekt daje odparowanie z powierzchni skóry czego innego – mgiełki. Ciecz, żeby zmienić się w gaz, ,,zabiera" nam trochę energii, czyli ciepełka. Już sama aplikacja jest przyjemna, a zważywszy na to, że nanosimy w ten sposób bardzo cieniutką warstewkę, parowanie przebiega błyskawicznie i błyskawicznie przynosi chwilę ulgi.
moje ulubione letnie mgiełki: woda różana, Apis z wodą z gałązek oliwnych i woda-panthenol


Zmysły a percepcja

Spójrzcie kiedyś na kosmetyki, reklamowane jako letnie, które mają kojarzyć się z chłodzeniem – wiele z nich jest przezroczystych jak kostki lodu albo podbarwionych na kolory chłodnego morza albo zieleni (jak liście dające cień). Częściej mają przenikliwy zapach ziół i cytrusów. Ich konsystencje są raczej wodniste lub suche niż kremowe i bogate. Widocznie stosunkowo łatwo wykorzystać zmysły jako naszego sprzymierzeńca , żeby czuć się chłodniej i bardziej świeżo. I chyba coś w tym jest, skoro w letnim sezonie z półek perfumerii masowo znikają orzeźwiające cytrusy niż słodkie i ciepłe otulające wonie. 
przyjemnie użyć ich latem: żel pod prysznic Crabtree & Evelyn Indian Lime, rozmarynowy szampon Garnier, normalizujący balsam do włosów EcoLab

poniedziałek, 25 lipca 2016

Letnie hity z apteki


Apteka to tajemnicze miejsce. Z jednej strony kojarzy się z różnymi mało lubianymi maściami i proszkami - z drugiej - bywają w niej naprawdę ciekawe kosmetyki :) Ostatnio nakładam na siebie sporo specyfików kupionych w aptece (o ile w ogóle mogę powiedzieć, że sporo na siebie nakładam ;), z dwoma znam się dość długo, a kilkoma nowymi jestem mile zaskoczona. Może bez zbędnych wstępów przejdę od razu do rzeczy:

Krople do oczu z panthenolem i hialuronianem sodu Hylo Care– z przeznaczenia, oczywiście, służyć mają suchym i podrażnionym oczom, ale przy okazji to moje ukochane letnie serum do twarzy <3 Jeśli chodzi o ich faktyczną funkcję, sprawdzają się znakomicie - przetestowałam chyba wszystkie możliwe opcje łagodzenia oczu cierpiących od alergii/ monitora i wysuszającego działania wyciągu w pracy, ale nic się z nimi nie może równać. Fantastycznie nawilżają i łagodzą, dwie krople łatwo rozprowadzą się na całej twarzy. Proporcje składników idealne - nie są tak lepkie jak kwas hialuronowy ani jak panthenol, doskonale nawilżają i nie sposób z nimi przesadzić (osiągając efekt mrowienia, szczypania lub ściągnięcia - wrażliwcy i alergicy wiedzą o czym mówię ;)

Skład: Woda, Hialuronian sodu, dekspanthenol, bufor cytrynianowy
czyli
krótko, łagodząco, nawilżająco i konkretnie


Pianka z panthenolem 10%. Na wakacje to bardzo wygodna postać bardzo przydatnego związku. Nie mówię wyłącznie o standardowym łagodzeniu oparzeń po przedawkowaniu słońca (akurat to mi się nie zdarza). Kiedy robię samodzielnie jakikolwiek kosmetyk - zawsze ląduje w nim pantenol. Ja po prostu kocham ten związek (pro-witamina B5). Dlaczego - pozwolę sobie zacytować Wikipedię o funkcji witaminy B5 w organizmie- ,,niezbędna do prawidłowego metabolizmu białek, cukrów i tłuszczów oraz do syntezy niektórych hormonów, przyspiesza gojenie ran, warunkuje prawidłowy przebieg procesu uwalniania energii, zapobiega przemęczeniu i usprawnia układ sercowo-naczyniowy, nerwowy i pokarmowy, bierze udział w wytwarzaniu tłuszczów, cholesterolu, hormonów i przekaźników nerwowych, uczestniczy w regeneracji tkanek, poprawia pigmentację i stan włosów"
I faktycznie, wspomaga gojenie i regenerację jak żaden inny związek, cudownie nawilża, niesamowicie działa na włosy. 

Skład: Aqua, Panthenol, Butane, Propane, Ethylhexyl Stearate, Paraffinum Liquidum, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Glyceryl Stearate, Ceteareth-20, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, DMDM Hydantoin, Allantoin, Isobutane



Maska do włosów Miracle Hair Mask New Anna. Odkrycie roku! Wysoko gliceryna, ale i tak emolientów (dwa oleje: makadamia i lniany oraz silikon) jest tu dla zrównoważenia tyle, że efekt na włosach to jak najbardziej piękne wygładzenie, ochrona i żadnego puchu. Nawilżenie, miękkość, sprężystość, gładkość i mega połysk. Do tego nie zabiera objętości. Jest bardzo tania ( 5,5 zł na doz.pl). Jedyne, co mi się nie podoba i powstrzymuje przed nakładaniem tuż przy skórze i używaniem w kółko i wciąż, jest ten zestaw konserwantów :/

Skład:Aqua, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Behentrimonium Chloride, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Linum Usitatissimum Seed Oil, Aminopropyl Dimethicone, Panthenol, Isopropyl Alcohol, Citric Acid, Disodium EDTA, DMDM Hydantoin, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, BHT,  Parfum, Linalool, Limonene, Hexyl Cinnamal

Nawilżająca odżywka Apis Optima z minerałami z morza martwego i olejkiem arganowym. Znacznie lżejsza niż poprzedniczka. Nawilżająca, ale mało pusząca (pozostawia hydrofilowy film na włosach – coś w stylu żelu lnianego), bo zamiast wnikania i ,,wciągania” wody przez rozchylone łuski włosów, typowego np. dla gliceryny, mamy ochronną elastyczną warstwę na ich powierzchni. Ładnie nabłyszcza i zmiękcza. Stuningowana olejem jest idealna dla moich włosów, ale bez też spisuje się zadziwiająco dobrze.

Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol and Stearalkonium Chloride and Behen-Trimonium Chloride and PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Linseed Extract, Collagen, Hydrolyzed Elastin, Argania Spinosa Oil/Argania Spinosa Kernel Oil Butyrospermum Parkii, Phenoxyethanol, Caprylyl Glycol, Sal Maris, Hydrolyzed Silk, Parfum.

Acerin Cool Fresh spray na opuchnięte i zmęczone nogi. W pierwszej ciąży nie wiedziałam, co to opuchlizna (może dlatego, że nie dotrwałam do 9-go miesiąca), ale teraz jestem w 39 tygodniu i miewam już serdecznie dość swoich nóg. Z przyczyny utrudniającej masowanie stóp (naprawdę pokaźny brzuch) błogosławię autora pomysłu, żeby wyprodukować produkt tego rodzaju w postaci sprayu. Psikam i... ulga. Mentolowy killer (moc chłodząca jest ogromna, a w pomieszczeniu, w którym rozpyla się specyfik po prostu kręci w nosie) szybko daje zapomnieć o opuchnięciu, a ono samo po jakimś czasie łatwiej znika i trudniej się pojawia. Jest jeden minus - dość słaba wydajność.

Skład: Butane / Isobutane / Propane, Alcohol Denat., Aqua, Glycerin, Menthol, Arnica Montana Extract, Aesculus Hippocastanum Extract, Glucosyl Hesperidin, Panthenol, Hydrogenated Castor Oil, Parfum, Linalool, Citral, Geraniol, Limonene

ciekawym związkiem w składzie jest hesperydyna - nie tylko uszczelnia naczynia krwionośne, ale też dobrze wpływa na syntezę kolagenu. W zasadzie myślę sobie, że ten skład jest lepszy niż niejednego kremu na cellulit ;) 

środa, 20 lipca 2016

Czy opalenizna schodzi pod wpływem szorowania?

Kiedy byłam młodsza, panowała moda na intensywną opaleniznę. Pamiętam, jak moje koleżanki potrafiły godzinami rozprawiać o tym, do jakiego solarium warto pójść, na ile minut etc. - wszystko w imię najbardziej ekonomicznego uzyskania (i zachowania) jak najmocniejszej opalenizny ;)
Wśród całego tego szału, najbardziej bawiło mnie udzielanie sobie rad typu ,,nie myj się szorstką gąbką, bo zetrzesz opaleniznę” i ,,nie noś szorstkich ubrań, bo opalenizna szybciej zejdzie”. Czas, który koleżanki poświęcały trosce o brąz, ja poświęcałam podśmiewaniu się ze zmywania opalenizny gąbką ;)

Po paru latach załapałam jednak, że przynajmniej w tej mądrości spod strzechy jest jednak ziarenko (małe) prawdy.

Jak to?
Za efekt opalenizny odpowiada promieniowanie UVA i UVB, pobudzające obecne w skórze komórki, nazywane melanocytami, do syntezy czynnika ochronnego, a zarazem barwnika – melaniny. Melanina wydzielona i uwolniona do komórek naskórka zabarwia je na ciemniejszy kolor.
Naskórek jest najbardziej zewnętrzną warstwą całej skóry i składa się z pięciu warstw. Wierzchnia, całkowicie martwa, to warstwa rogowa. Tuż pod nią znajdują się warstwy: jasna i ziarnista – zbudowane również w większości z martwych komórek. Te żywe znajdują się jeszcze głębiej – w warstwie kolczystej i warstwie podstawnej. To w tej ostatniej powstają młodziutkie komórki naskórka, tutaj też powstaje melanina, nadająca im kolor opalenizny. Życie komórek jest dość krótkie – są wypychane ku górze przez młodsze pokolenie, spłaszczają się, obumierają i zostają złuszczone – a cały ten cykl zajmuje im jedynie 28 dni.

Cykl życia naskórka może jednak zostać przyspieszony przez czynniki zewnętrzne – i jednym z nich jest właśnie bardzo intensywne złuszczanie. Osoby lubujące się w częstych i intensywnych peelingach (a więc szorstkich gąbkach również ;) powinny się więc przygotować na to, że szybciej usuną ze swojej skóry także... opaleniznę.

poniedziałek, 18 lipca 2016

Wody: brzozowa, pokrzywowa i skrzypowa - własnego wyrobu

Sezon na zielone w pełni. Dobra wiadomość jest taka, że popularne w naszym kraju wcierki z brzozy, pokrzywy i skrzypu można robić, posiadać i używać w ilości hurtowej, doskonale znając ich skład.
brzoza biała, pokrzywa zwyczajna i skrzyp polny [Wikipedia]

Jakiś czas temu przygotowałam je i przy okazji... okazało się, że mam alergię kontaktową na wszystkie trzy rośliny (i to zanim w ogóle zdążyłam cokolwiek nałożyć na głowę) :/ Zaczynam podejrzewać, dlaczego prawie każda kupiona w sklepie wcierka także mi nie pasuje. Ale dlaczego by nie podzielić się przepisem – w końcu nie każdy jest alergikiem, a całe pokolenia chwalą sobie działanie wspomnianych trzech wód (włosy rosną po nich szybciej, grubsze i mocniejsze)!

Potrzebujemy:
  • szklankę liści świeżej rośliny
  • spirytus lub wódkę*
  • wodę

*można oczywiście na wodzie, ale wyciągi etanolowe z roślin zwykle zawierają więcej substancji czynnych niż wodne.

Liście myjemy, kroimy dość drobno, zalewamy w 300 ml słoiku na 1 dzień), a następnie odcedzamy, a płyn przelewamy do butelek z ciemnego szkła.
gotowe specyfiki

Przed użyciem rozcieńczamy wodą – najlepiej metodą prób i błędów, jeśli używaliśmy spirytusu, polecam rozcieńczyć co najmniej pięciokrotnie, a jeśli wódki - dwukrotnie (chyba, że skalp macie wyjątkowo nieczuły na alkohol).

Powodzenia!

poniedziałek, 11 lipca 2016

Coś ważnego o składzie INCI (czego możecie nie wiedzieć)

czyli: co wspólnego ma skład podany na opakowaniu kosmetyku ze złudzeniem optycznym?

Umiejętność czytania składu kosmetyków to dość ważna rzecz. Pozwala chronić swoje zdrowie – unikamy składników, na które wiemy, że jesteśmy uczuleni, czy z których powinnyśmy zrezygnować, będąc w ciąży lub podczas terapii jakiegoś schorzenia. Pozwala świadomie wybrać taki zestaw surowców, który jest zgodny z naszymi upodobaniami, przekonaniami, potrzebami. Pozwala na logikę ocenić, czy płacimy głównie za wodę z parafiną czy za substancje czynne.
Ale... czyżby to ostatnie nie było wcale takie oczywiste?

W sieci często spotyka się stwierdzenie, że składniki pojawiające się w składzie przed zapachem są obecne w preparacie w dość sensownej ilości, a te pojawiające się po nim – nie.

PRAWO mówi o tym tak: ,,Składniki w wykazie wymienia się w porządku malejącym, według masy w momencie ich dodawania do produktu kosmetycznego. Składniki o stężeniu mniejszym niż 1 % mogą być wymienione w dowolnej kolejności po składnikach, których stężenie jest wyższe niż 1 %”
[ROZPORZĄDZENIE PARLAMENTU EUROPEJSKIEGO I RADY (WE) NR 1223/2009 z dnia 30 listopada 2009 r. dotyczące produktów kosmetycznych, Art. 19, 1 g)]
To samo rozporządzenie nie wspomina o zawartości zapachu w kosmetykach, chyba, że substancja, która pełni jego rolę podlega ograniczeniom i musi być wymieniona z nazwy (a nie jako parfum lub aroma).

Stan faktyczny
Stwierdzenie o zawartości substancji czynnych opiera się na, nie do końca słusznym, założeniu, że jesteśmy w stanie dociec, ile zapachu władował producent do kosmetyku i czy umieścił go w składzie na miejscu zgodnym z recepturą (wszak nie musi).

Popatrzmy na przykładowy (fikcyjny) skład kremu, zwracając uwagę na wytłuszczone składniki:
Aqua/Water, Glycerin, Caprylic/Capric Triglyceride, Dimethicone, Shea Butter, Cetyl Alcohol, , Myreth-3 Myristate, Propylene Glycol, Hyaluronic Acid, Beeswax, Rosa Canina Fruit Extract, PEG-100 Stearate, Cl 77891/Titanium Dioxide, Glyceryl Stearate, Yellow 6, Dimethicone/Vinyl Dimethicone Crosspolymer, Dimethiconol, Sodium Hydroxide, Phenoxyethanol, Adenosine, Tocopheryl Acetate, Caprylyl/Glycol, Capryloyl Salicylic Acid, Parfum/Fragrance

Jakie jest Wasze wrażenie? To dobry czy zły skład? Ile jest w tym kremie kwasu hialuronowego i ekstraktu z róży? Więcej niż zapachu?
A jeśli powiem Wam, że krem zawiera: 0,1% kwasu hialuronowego i 0,1% ekstraktu z róży, i 0,95% zapachu, będziecie zaskoczeni? Tymczasem sporo jest przypadków, że substancja czynna, której jest mniej (i to kilkakrotnie mniej!) od zapachu, może być – i prawdopodobnie będzie – wypisana przed nim.


które z środkowych kółek jest większe - w ,,kwiatku" u góry, a może na dole?

Oto właśnie iluzja – iluzja rozsądnej ilości substancji czynnej, której chętnie (i naiwnie), jako konsumenci, ulegamy.

Czy w ogóle jesteśmy w stanie stwierdzić na podstawie składu podanego na opakowaniu, w jakich widełkach stężenia substancji się znajdujemy?

Niestety, prawo producenta do wypisania składników obecnych w kosmetyku w ilości mniejszej niż 1%, w dowolnej kolejności, sprawia, że stwierdzenie, jaka jest ilość substancji czynnej, jest bardzo trudne albo niemożliwe. Osoby zajmujące się zawodowo produkcją kosmetyków (albo namiętni hobbyści) wiedzą mniej więcej, jakie przedziały stężeń faz: tłuszczowej i wodnej, emulgatorów, kondycjonerów i dodatków, stosuje się w produktach danego rodzaju. Jeśli skład produktu jest względnie prosty, a gdzieś pomiędzy nimi znajdzie się ciekawy olejek, nawilżacz czy ekstrakt, pozwala to przypuszczać, że jest go więcej niż 1% czy jego nędzny ułamek ;)

niedziela, 3 lipca 2016

Mgiełka termoochronna – trochę kuchenna

Włosy stylizuje na ciepło naprawdę rzadko. Raz, że moje włosy i bez suszenia/prostowania/kręcenia potrafią spektakularnie zniszczyć się od samego siedzenia na głowie. Dwa – mam włosy proste z natury i takie lubię najbardziej. I tylko dla odmiany, od czasu do czasu, robię fale za pomocą prostownicy.
Z kosmetykami termoochronnymi doświadczenie mam niewielkie i z większości jestem niezadowolona. Ostatnio używałam kremu termicznego L'Oreal Absolut Repair Lipidium – i tak bardzo nienawidzę tego, jak sztywne i matowe są po nim moje włosy, że postanowiłam następnym razem zrobić coś samemu.

Mgiełkę ochronną ukręciłam w maleńkiej buteleczce z atomizerem (50 ml), do której wlałam:

- łyżeczkę bardzo kiepskiej maski Alfaparf Semi di Lino (skład jak typowa bazowa odżywka, do której dodano, w niewielkiej ilości, silikon)
- łyżeczkę mąki ziemniaczanej
- dosłownie 5 kropli nafty
- wodę do końca opakowania

Idea termoochrony powinna być zachowana – brak składników łatwo nagrzewających się do temperatury wyższej niż temperatura destrukcji keratyny, jest hydrofilowy film ochronny (w postaci skrobii) i dająca połysk nafta. Spryskałam włosy, poczekałam moment, żeby podeschły. Stylizowałam w temp. 150OC za pomocą prostownicy Wahl Cutek Advanced.

Efekt jest następujacy:
zaraz po zakręceniu, światło naturalne
osiem godzin później, światło sztuczne

Trochę lepiej niż z L'Orealem, ale... nadal źle. Pierwsze spostrzeżenie jest takie, że nie bardzo chciały się modelować, więc fale są raczej śladowe, co oczywiście jest sporym minusem (i prawdopodobnie zasługą zbyt dużej ilości skrobii). Za to trzymały się, bez żadnego lakieru, w niemal niezmienionym kształcie, aż je umyłam - to wielki plus!
Nie tak sztywne i suche jak po L'Orealu, ale troszkę niestety tak, i co najgorsze - tak samo okropnie matowe. 
Płytki prostownicy ubrudzone znacznie mniej, no i cena - duuuuuużo niższa ;)
Czy będę powtarzać? 
Myślę, że tak, ale spróbuję dodać o połowę mniej skrobii.


sobota, 2 lipca 2016

Odstraszacz komarów i kleszczy - prosty i skuteczny

Nie do końca wiem na czym polega fenomen gryzienia przez komary (temperatura ciała? Zapach?), bo nigdy mnie te owady nie lubiły. Lubią za to moją kilkuletnią córeczkę, zaczęłyśmy więc testować różne domowe mikstury przeciwko intruzom.
Odstraszacze oparte na (skutecznym) olejku geraniowym odpadają, bo nienawidzę jego zapachu. Pewnego razu udało nam się jednak zmiksować coś naprawdę udanego, co odstrasza komary od konsumpcji, a przy okazji pachnie całkiem nieźle. Z pewnością nie przypomina aż tak bardzo choinki zapachowej do auta, odświeżacza do szafy ani nieszczęsnego geranium, raczej męską wodę kolońską sprzed lat.

Żeby zrobić podobny odstraszacz, potrzeba:
-olejku wetiwerowego
-olejku miętowego
-olejku mandarynkowego
-olejku paczuli (ten ma najlepszy potencjał odstraszania owadów)
-wódki, albo jeszcze lepiej, spirytusu


Olejki eteryczne z, których skorzystałam – wetiwerowy i miętowy ze zrobsobiekrem.pl oraz paczuli mandarynka DrBeta. Ze wszystkich jestem zadowolona, pachną dokładnie tak, jak powinny.

Wystarczy do butelki z rozpylaczem wlać 100ml alkoholu i wkroplić: 6 kropli olejku wetiwerowego, 6 – miętowego, 6-mandarynkowego i 6-paczuli. Wymieszać (olejki nie rozpuszczą się całkowicie, ale nie muszą, wystarczy wstrząsnąć przed użyciem).

Owady nie przepadają także za zapachem innych olejków: szczególnie eukaliptusowego, cytronelowego, goździkowego, lawendowego, z drzewka herbacianego i wspomnianego, geraniowego. Można pokusić się o własną, bardziej lubianą kompozycję :)