piątek, 12 maja 2017

Subiektywnie - jakich tutoriali unikam

Tekst będzie długi - i zdaję sobie sprawę, że dość ciężki. Myślę jednak, że przy dobrej herbacie da się dotrwać do końca i stać się albo bardziej świadomym producentem kosmetyków w skali mikro albo po prostu bardziej świadomym konsumentem.

Ogółem lubię DIY i zakręcone pomysły osób robiących tutoriale.
Wiecie, płatki na zaskórniki z żelatyny, mieszanie hybrydy i zwykłego lakieru i setki rzeczy, które ktoś wypróbował i pokazał, żeby inni wiedzieli, że jest taka możliwość. Nie, nie mówię teraz, że wszystko to czyste złoto, tylko, że wiele z nich coś przydatnego podpowiada.
Ale czy tylko ja mam wrażenie, że po sieci krąży też mnóstwo bullshitu, na który pomysłów lepiej nie zapożyczać? I wcale nie chodzi tu o zdjęcia robione kalkulatorem albo kiepski efekt końcowy. Być może gdybym była radykalną estetką zwróciłabym uwagę właśnie na to. Mnie jednak razi dramatyczna niewiedza, która dotyczy konsekwencji użycia... no właśnie...czego?

Przemyśl dwa razy, czego używa autor tutorialu
Zapominanie, że artykuł papierniczy, artystyczny czy chemia gospodarcza nie są surowicem kosmetycznym, to moim zdaniem błąd dyskwalifikujący tutorial. Rzekomo ma być taniej i lepiej dla zainteresowanego (i całej Ziemi przy okazji), bo nie wyrzuca, a używa. Jednak, jest pewien truizm: wykorzystać te rzeczy można niekoniecznie do skóry.
Ostatnio wpadłam na przepis użycia kredki świecowej do balsamu do ust i kleju opartego na poli(alkoholu winylowym) w roli maseczki. Sporo osób lubuje się także w barwieniu kredkami np. mydła czy kul kąpielowych. Cóż w tym takiego zdrożnego? Prześledźmy opcję: kredka w kosmetyku.



Dlaczego nie barwić mydła/kul/balsamów kredkami?

Zastanówmy się, czy bloger/jutuber ma wiarygodną listę składników, z których kredka się składa? Niestety, śmiało idę o zakład (o bardzo dobre piwo albo i najnowszą paletkę TooFaced), że osoby odpowiedzialne za ten dość popularny tutorial i jego klony, nie mają o tym zielonego pojęcia. Podobnie, jak bardzo mgliste o prawie w swoim kraju i w kraju, w którym wyprodukowano kredkę. Uargumentuję pokrótce, skąd wziął się mój tok myślenia.

Pisacz tutorialu oznajmia nam z patosem godnym obrońcy świata, że w kosmetykach jest mnóstwo szkodliwej chemii, a tanio, prosto i bezpiecznie możemy użyć kredki, która w przeciwieństwie do ,,chemii", jest nietoksyczna (przecież napisano to na opakowaniu, a tak wgl. to te kredki są dla dzieci, więc szkodliwe być nie mogą).
Zajmijmy się ,,chemią". W kosmetykach, jak rzecze statystyczny użytkownik sieci, mnóstwo jest dziś ,,chemii", włączając pomadki do ust. Z tym się zgadzam, chemia jest wszędzie, bo jest to nauka o substancjach: dalekich i bliskich też ;) Jemy chemię, składamy się z chemii i tak się składa, że jedyna strefa naszego życia wolna to od chemii to życie duchowe.

Czy jest to chemia szkodliwa, o tym można podyskutować, najlepiej mając jakieś dowody. Nie czepiając się już dłużej języka potocznego, w którym ,,chemia" tożsama jest z tym, co najczęściej truje lub uczula, czy też szkodzi w inny sposób. W fachowy sposób ujęlibyśmy to prawdopodobnie jako konserwanty, stabilizatory, barwniki czy aromaty.  Konserwantów i aromatu w kredce nie znajdziemy, ale barwnik i stabilizator (chroni przed blaknięciem barwnika na słońcu) już tak.
Idźmy dalej i zabierzmy się więc za to, jaki to barwnik i czy z taką pewnością możemy nazwać go nieszkodliwym.
Trudno bronić kredki, która różni się od ,,chemii" w kosmetykach tym, że ma na opakowaniu napis ,,non-toxic". Toksyczność to w uproszczeniu taka cecha związku, która polega na powodowaniu zaburzeń funkcji lub śmierci komórek żywych/organizmów po dostaniu się w ich pobliże. Związek toksyczny może dostać się do organizmu przez wdychanie, połknięcie lub przez skórę. Nie jest to jedynie potoczne określenie, ale także konkretna, mierzalna wartość. Określa się ją, podając po jakiej ilości związku (mg tajemniczej substancji / kg masy ciała) połowa osób z próby przypuszczalnie umrze. Toksyczny, to ściśle rzecz biorąc, taki, któremu wystarczy 25-200mg/kg masy ciała, a szkodliwy obejmuje substancje, których organizm zniesie trochę więcej, pomiędzy 200-2000mg/kg masy ciała. Tłumacząc to na polski, substancja, która formalnie toksyczna nie jest, może uśmiercić nas, kiedy połkniemy jej, załóżmy, lekko powyżej 10g (dla osoby ważącej 50kg). Jak więc widzimy, niekoniecznie stwierdzenie, że coś jest nietoksyczne, oznacza też, że jest korzystne dla zdrowia i nie stanowi dla niego żadnego ryzyka.
To byłby pierwszy powód, dla którego myję ręce po skończeniu działań artystycznych i nie nakładam kredek na swoją skórę (ale nie jedyny).
Warto dodać, że wymagania prawne wobec kosmetyków są znacznie ostrzejsze - dopuszcza się do użytku niewiele z substancji szkodliwych, a tym, które trafią do kosmetyku, ogranicza się (aktem prawnym) zawartość, dopasowując ją do norm, które ma spełniać żywność (!).

Dodajmy jeszcze coś: składniki kosmetyków badane są bardzo skrupulatnie pod kątem szkodliwości przez Komitet Naukowy do Spraw Bezpieczeństwa Konsumentów (SCCS). Uwzględnia się w niej np. działanie długofalowe i sceptycznie traktuje nowości. Dla kontrastu podam przykład ,,celebryty" wśród barwników - pięknego, nasyconego niebieskiego YInMn (nazwa pochodzi od itru, indu i manganu), który zsyntezowano w 2016 roku, a już w 2017 Crayola wypuści go na rynek w swoich kredkach.

Ciekawy jest też fakt, że w przypadku kosmetyków obowiązuje jawność składników, które zawiera produkt. W przypadku kredek, producent nie jest zobowiązany podać nam dokładnego INCI (przynajmniej nie w wielu krajach). Polegamy na tym, co ujawnia przy wprowadzeniu ich na rynek, pamiętajmy jednak, że opracowuje skład dla czegoś, co nie ma dłuższego kontaktu ze skórą i nie spełnia tych samych norm, jakie obowiązują dla kosmetyków. Stąd sądzę, że poznanie składu kredek aż łatwe nie będzie.
Załóżmy jednak, że nasz producent nie ma zamiaru niczego ukrywać i podał skład, był tak dobry, że przechodzimy z szyfru ,kolor-numerek" na numer CAS i na upragniony wzór chemiczny.
I tak bez większego wysiłku nie da się ,,od ręki" powiedzieć czegoś konkretnego o szkodliwości, tym bardziej komuś, kto nie ma dostępu do jakiejkolwiek naukowej bazy (czytanie artykułów naukowych dla osoby, która nie pracuje w tej branży, jest dość kosztownym hobby). Pewności nie mam, ale jakoś nie widzę, żeby tutorialowiec grzebał w sieci przez dwa dni, mając o temacie jakieś pojęcie i wiedząc, że szansa na niską szkodliwość jest niewielka. Na poparcie swojej tezy mam to, że w sumie nikt nie poleca konkretnej, bezpiecznej marki i linii kredek.

Gdyby tego było mało - jedynym dobrodziejcą, który zabierze się za sprawdzenie zgodności deklaracji kredek hulających po rynku będzie prawdopodobnie jakaś organizacja konsumencka. W przypadku kosmetyków bezpieczeństwo składu bada najpierw safety assesor, a warunki i same produkty nadzoruje się w miejscu ich wytwarzania oraz miejscu sprzedaży. Dla nas także sama dostępność informacji o składach oraz możliwości zgłoszenia działań niepożądanych są nieporównanie większe.






6 komentarzy:

  1. Zawsze mnie irytuje, gdy ktoś mówi, że tyle w czymś "chemii", że chemia be. Przecież jest wszędzie. Nie wiem, skąd się to wzięło...
    Odwaliłaś dobrą robotę! Dotrwałam do końca i uważam, że długość w sam raz na jakość tekstu. Post bardzo przydatny.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo miło mi to czytać :)
      Pozdrowienia!

      Usuń
  2. Bardzo dobrze napisane. Trafiłam na ten tutorial z kredkami jako nastolatka, wtedy się zachwyciłam ale na szczęście byłam zbyt leniwa żeby zrobić sobie taką "szminkę". Swoją drogą, lubię naturalne kosmetyki ale drażni mnie podejście "naturalne - dobre, chemia - zla". Nic mnie nigdy tak nie podrażniło jak naturalny balsam antycellulitowy :-D

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha, ,,piątusia"! Nic nie przebije tego, co czuję po wodzie pokrzywowej lub brzozowej, mogłabym drapać się przez tydzień ;). I też nie lubię tego podejścia, szczególnie, jak ktoś mi próbuje usilnie tłumaczyć, że tłuszcz roślinny na pewno nie jest żadnym tam złowieszczym triglicerydem ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wreszcie blog "chemiczno-kosmetyczny". O kredkach pierwsze słyszę ale muszę przyznać, że kierowanie się hasłem 'nietoksyczne', bez znajomości nawet składu, a już nie mówiąc o jej analizie, jest strasznie głupie.
    Tez lubię hasło 'sama chemia', albo ten mit że substancje naturalne maja mniej alergenów, że parabeny najgorsze na świecie więc lepiej wcisnąć coś nowego chociaż działa podobnie albo gorzej, bo jeszcze nie poznano długofalowych skutków stosowania. Właściwie można by wymieniać bez końca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaaak! To prawdziwy temat - rzeka.
      Dużo teraz hasełek ,,bez związku x", ,,bez związku y". Taki chwyt marketingowy naszych czasów. Niektóre z kosmetyków firmujących się nimi są bardzo dobre i mają w sobie nieźle przemyślane składniki, ale inne... jak piszesz, słabo jest.

      Usuń