niedziela, 11 października 2015

Ulubiony zapach

Mamy weekend, więc czemu by nie napisać czegoś bez twardych danych i tylko dla relaksu ;)
Oto mój ulubieniec - woda toaletowa Vetiver (L.T. Piver). 


Zapach jest, jak sama nazwa wskazuje, zbudowany wokół wetiweru. Mimo że składnik jest uważany za 'typowo męski', bazujemy przecież jedynie na pewnym, kulturowo i historycznie podpartym, toku skojarzeń. Sporo kobiet lubi tę woń, ja także. Jest naprawdę niebanalna, spokojnie mogłaby uchodzić na ucieleśnienie mocy i spokoju zarazem. Ma w sobie coś zielonego, ale też ostrego, bywa ciepła, bywa znacznie chłodniejsza.
Vetiver zaczyna się świdrującym w nosie pieprzem, świeżym estragonem i cytrusami, duuużą ilością cytrusów. W moim odczuciu pomarańcze i cytryny zostały dopiero co zerwane, dają wyłącznie przyjemny, aromatyczny powiew kilogramów cytrusowych skórek bez grama kwasowości. Ale już po chwili ich woń miesza się z zapachem pól lawendy i szybko w nich tonie. Uwielbiam ten moment!
A jeszcze bardziej ten, kiedy okazuje się, że ślad po cytrynach zaginął, a lawenda nie rośnie na polu, tylko na łące. I do tego jej głównym towarzyszem jest na tej łące trawa nie byle jaka – wetyweria. Najprościej będzie mi porównać wetiwer w tym zapachu do klasyka Guerlaina – mimo otoczenia innych nut, ta najważniejsza gra podobnie - pokazuje i siłę i spokój. Niestety, etap ten nie trwa tak długo jak bym sobie tego najchętniej życzyła. Bo chociaż finisz jest przyjemny, a wetyweria w towarzystwie wibrującego cedru zanika harmonijnie i nie przenosi się z łąki do fabryki mydła, to jednak pozostaje pewien niedosyt. Szczególnie bolesny dlatego, że na mojej skórze ma to miejsce po 4-5 godzinach. To chyba jedyny mankament tego zapachu.

Są ludzie, którzy słysząc cytrusy-lawenda-wetiwer-cedr myślą ,,śmiertelne nudy” lub „dziadkowa woda kolońska” (gust rzecz może nie święta, ale z pewnością osobista i dopóki nikt nie próbuje psikać mnie Alienem, jest ok). Wrażenie jest tym silniejsze, że ujęcie nut w tej wodzie jest bardzo, bardzo klasyczne. Przewidywalne. Dla mnie ten zestaw to cichy, spokojny wieczór z daleka od ludzi, kiedy kładę się na łące, po to, żeby porządnie odpocząć. Serce tego zapachu jest tak relaksujące, że czasem łapię się na tym, że przymykam oczy i odpływam. Po ciężkim dniu to mój balsam na nos, nastrój i sen. 
W realnym świecie raczej nieczęsto sypiam na łące, no chyba, że z arsenałem inhalatorów i kropli do nosa, oczu i czego tam jeszcze (czyli nie tak do końca beztrosko). Można więc powiedzieć, że Piver spełnia moje marzenie. Kwestia czy jestem kobietą czy mężczyzną ma tu znaczenie drugorzędne ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz