sobota, 12 września 2015

Mydło transparentne - nareszcie przejrzyste!

mydło transparentne i nie-transparentne własnego wyrobu (metoda 'na gorąco')

Właściwie nie pamiętam, kiedy ostatnio robiłam mydło, więc tym razem podczas sobotniego relaksu przy chemii, postanowiłam uczcić kolejne spotkanie na bogato, przygotowując również mydło transparentne.

Podchodziłam do transparentnego drugi raz, bo pierwszy niestety, mnie nie zadowolił (mydło maziste, miękkie i słabo przejrzyste). Jako, że nie urządził mnie wówczas gotowy przepis, postanowiłam tym razem pójść na żywioł i robić je po swojemu bez żadnych przepisów, wykorzystując intuicję tam, gdzie nie sięgam wiedzą ;)

O tym, jak zrobiłam mydło metodą na ciepło i wysoliłam, jeszcze napiszę. To właśnie ono jet bazą do transparentnego (różni się od tego robionego metodą na zimno tym, że właściwie nie ma naturalnie powstającej przy zmydlaniu gliceryny i nie ma zbyt wielu niezmydlonych tłuszczy i/lub zneutralizowanych wolnych kwasów tłuszczowych, które, uznałam, przeszkodzą mi w osiągnięciu celu). W zasadzie można przynajmniej spróbować je zastąpić zwykłym, nieprzezroczystym mydłem bez bajerów z łazienki - zawiera ono wprawdzie substancje pomocnicze, ale bazę ma tę samą lub podobną.

Wzięłam więc pi razy drzwi 200-250g takiego mydła i rozgrzałam w garnuszku na wolnym ogniu, dodając odrobinę (ok. łyżki stołowej) spirytusu. Chodzi o to, żeby rozpuścić całość mydła. Tej wiedzy, jakiego rozpuszczalnika użyć, dostarczył mi przepis, podpowiedział też, że skrapianie etanolem likwiduje pianę i to też szczera prawda.

Tutaj z przepisem się rozstałam. Jak i z wszelkimi proporcjami.

Uważam, że ilość etanolu nie jest istotna, warto, żeby było go jak najmniej, byle tylko mydło udało się rozpuścić. Uwaga techniczna, garnuszek warto zakryć, bo nie po to rozpuszczamy, żeby wyparował, paruje za to szybciej od wody i jego opary dają taki sam efekt jak zażycie doustne (dotarło do mnie, że są sympatycy, ale ja nie należę ;)

Czas na syrop cukrowy. U mnie trzy stołowe czubate łyżki i do tego dwie łyżki wody. Trzeba ugotować (również na minimalnym palniku) na gęsty, przejrzysty syrop. Do tego dodałam małą łyżeczkę gliceryny, ponieważ uznałam, że skoro mydło z moich tłuszczy jest miękkie, nie będę go zmiękczać bardziej.

Ciepły syrop wlałam do ciepłego, rozpuszczonego w etanolu mydła. Przemieszałam, poczekałam aż trochę przestygnie, a kiedy spostrzegłam, że niepokojąco gęstnieje, raz jeszcze skropiłam etanolem, dodałam olejku lawendowego i eukaliptusowego, przemieszałam i wlałam do silikonowych foremek wysmarowanych wcześniej silikonowym serum do włosów, które moim włosom nie odpowiada.

Kiedy temperatura masy doszła do pokojowej, otuliłam foremki folią (żeby nie nabrały wody, co bardzo je zmętnia) i włożyłam do zamrażarki na pół godzinki (bałam się ponownie mazi, więc chciałam wyciągnąć je z foremek porządnie schodzone).
Mydło było przejrzyste przez cały czas trwania procedury. I co najważniejsze, po wyciągnięciu z form!

Mydlarz ze mnie wprawdzie żaden, ale jeśli komuś zawzięcie nie wychodzi, to polecam mniej gliceryny, więcej cukru ;)









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz