Białko, o którym było poprzednio,
nie ma aż tak rozbuchanej kosmetycznej sławy.
Żółtko za to obrosło w
legendy,szczególnie, jeśli chodzi o pielęgnację włosów. Skóry
mniej, ale również w coś tam obrosło, podobno odżywia suchą
cerę, wygładza drobne zmarszczki, utrzymuje nawilżenie.
Pewnie powody, żeby je o to
podejrzewać, są, bo skład ma ciekawy.
High-tech w slow opakowaniu
Białka. Około 16% zawartości. Między
innymi foswityna o właściwościach przeciwutleniających, co brzmi
równie dobrze, kiedy pomyśleć o działaniu wewnętrznym
(antyrakowe), jak i zewnętrznym (przeciwzmarszczkowe).
Lipidy. Około 32%. Interesujące
lipidy, rzekłabym – kosmetyczna wyższa półka. Mam w tym
momencie na myśli fosfolipidy mające zdolność tworzenia liposomów
– swego rodzaju maleńkich zbiorniczków na składniki
rozpuszczalne w wodzie (których wchłanianie w skórę jest trudne i
dość mocno ograniczone). Liposomy naśladują budowę błon
biologicznych, w związku z czym dobrze dogadują się z naszą
hydrofobową skórą, wprowadzając wgłąb substancje aktywne (np.
kwas hialuronowy, witaminę A i mnóstwo innych pozytywnie
działających związków).
W transporcie substancji aktywnych
przez komórki naskórka pomaga również jeszcze jedna grupa
związków zawartych w jajku – lipoproteiny.
Różne formy powstające w roztworze
wodnym naturalnych surfaktantów zawartych m.in. w żółtku jaja
kurzego – jest i liposom [źródło:Kurczewski B., 2006, Ekstrakcja fenoli w obecności wybranych surfaktantów, Praca doktorska, Wrocław]
Odżywcza maska czy raczej naturalne
czyścidło?
Czyżby żółtko było cudownym
panaceum dla skóry? I tak i nie. Struktury związków o których
piszę mają bowiem oprócz tego wszystkiego właściwości związków
powierzchniowo czynnych. Trochę się pienią, ale przede wszystkim
świetnie emulgują tłuszcz, a więc pozbawiają naszą skórę
warstwy sebum i trzeba przyznać, że robią to
bardzo...hmmm...dokładnie. Skoro lecytyna z żółtek pomaga
utrzymać w majonezie pokaźne ilości oleju w postaci emulsji, to i
ze skóry (lub włosów) potrafi sporo tłuszczy związać i
przenieść do spłukującej je wody.
Jak to wygląda w praktyce?
Pomimo pokaźnej ilości legend o jajku
jako dobroczynnym, głęboko nawilżającym, odżywczym (i co tam
jeszcze) środku jedno widzę na pewno – faktycznie doskonale myje.
Czy odżywia?
Mam cerę mieszaną i furorę zrobiła
u mnie także maseczka z żółtka , szczególnie w obszarze strefy
T. Wprawdzie policzki nie są po niej aż tak ściągnięte jak po
maseczce z białka, jednak do suchej cery raczej bym go nie polecała.
Oczyszczająco jednak działa i co najfajniejsze, także daje efekt
photoshopa.
Nigdy
nie odważyłam się też nałożyć maski z samego żółtka na
włosy – z prozaicznej przyczyny – wcześniej (szczęśliwie)
postanowiłam umyć sobie nim głowę. I co tu dużo mówić, nie
dość, że skórę głowy elegancko domyło i uniosło włosy (super
efekt!), to jeszcze zmyło z nich olej i lekko przesuszyło. Po
jakiejś minucie delikatnego rozprowadzania! Włosy jednak nie były
szorstkie i nieprzyjemnie tępe w dotyku (jak to bywa po umyciu
środkami z coco glucoside/lauryl glucoside), ale dość gładkie,
tylko, że wyraźnie brakowało im nawilżenia i emolientu (bardzo
podobna sprawa jak po laminowaniu żelatyną).
Jeśli
więc jakiś śmiałek decyduje się na tradycyjną maseczkę z
żółtka (i oleju rycynowego oraz soku z cytryny), to polecam mu
gorąco przed pierwszym użyciem mocno skrócić czas działania albo
pokusić się na dobry początek tylko o mycie. Albo jak to z
laminowaniem – dodać odżywki, ulubionego oleju i postawić na
wersję maski mniej tradycyjną i mniej ryzykowną ;)
Polecam do poczytania więcej o:
-liposomach i ich użyteczności
-biosurfaktantach
-jeszcze raz o biosurfaktantach
-i składzie jajek
Polecam do poczytania więcej o:
-liposomach i ich użyteczności
-biosurfaktantach
-jeszcze raz o biosurfaktantach
-i składzie jajek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz