poniedziałek, 26 września 2016

Mydło i glinka – jak działa Hammam

Jestem wielką fanką peelingów i glinek. Zrogowaciały naskórek szoruję, szczotkuję lub rozpuszczam średnio co trzy dni, więc nie mam pojęcia, jakim cudem mój, delikatnie mówiąc, rozbudowany arsenał istniał dotąd bez rękawicy Kessa. Serio, nie mam pojęcia, bo o jej kupnie zdecydowałam jakieś kilka lat temu ;)
Hammam, zwany Oczyszczeniem, opiera się z założenia na działaniu gorącej wody, tradycyjnego mydła (czyli będącego faktycznym mydłem od strony chemicznej), szorstkiej rękawicy i glinki. Każda z tych rzeczy ma działanie... oczyszczające, a jakże ;)


Gorąca woda to podstawa - odblokowuje pory skóry, rozszerza naczynka krwionośne i wzmaga pocenie się. Sam pot jest nie bez znaczenia – pewne związki opuszczają w ten sposób organizm, a ich stężenie jest niekiedy na tyle spore, że pozwala na oznaczanie (tutaj można poczytać o testach na obecność narkotyków z takiego rodzaju próbki). Jeśli chodzi o ciepło, ludzie dzielą się na zwolenników suchej sauny w wydaniu ekstremalnym albo chłodniejszej i wilgotnej. Ja zdecydowanie wolę suchą, ale wówczas trudniej zrobić przy okazji coś dla bajecznie gładkiej skóry ;)
Druga ważna rzecz to mydło i Kessa. Świetne zdolności peelingujące przypisuje się najczęściej rękawicy, ale mydło pozwala na to, żeby złuszczanie było naprawdę intensywne. Najpierw usuwa płaszcz hydrolipidowy, a następnie ułatwia hydrolizę keratyny. To właśnie keratyna jest głównym składnikiem warstwy rogowej naskórka i im dokładniej ją usuwamy, tym większej gładkości możemy spodziewać się potem. Wspomaganie rozkładu keratyny za pomocą alkaliów jest często i chętnie stosowane (1, 2), a że mydło w wodze daje właśnie silnie alkaliczny odczyn, tarcie rękawicą po jego nałożeniu i odczekaniu kilku-kilkunastu minut, usuwa kosmiczne ilości szorstkiego naskórka.



Najlepiej, rzecz jasna, sprawdzi się mydło tradycyjne, to jest takie, w którym pozostaje drugi produkt reakcji zmydlania – nawilżająca gliceryna. Dodatkowym bonusem jest też baza tłuszczowa – myjący anion pochodzi właśnie od tłuszczu – i jeśli nie jest to zapychający tłuszcz palmowy lub kokosowy, mydło ma także szansę pięknie oczyścić pory z zalegającego sebum. Jedynym minusem mydła tradycyjnego jest zapach – który raczej z żadnym SPA się nie kojarzy. Chyba, że ma się wersję full wypas – moja (z Mydlarni u Franciszka) łączy wszystkie pozytywy z zapachem neroli.

Czas jeszcze na glinkę. O skutecznym działaniu glinek raczej nie trzeba nikogo przekonywać – ich właściwości absorbujące, sprawiają, że świetnie wchłaniają sebum tam, gdzie reszta kosmetyków zawodzi. Odpowiada za to budowa – minerały glinkowe składają się z drobniutkich ziaren, a duża powierzchnia sprawia, że są w stanie pochłonąć dużą objętość płynu.
chloryt w obrazie SEM [źródło: PetroTech Associates, www.petrotech-assoc.com]

chloryt w obrazie SEM -piękny, prawda? [źródło: www.mineral-paradise.net]

W wersji tradycyjnej stosuje się glinkę Rhassoul, której bazowym minerałem jest chloryt. Chloryt mający dużą zawartość żelaza i magnezu, jest mile widziany w kuracjach wymagających tych pierwiastków. W porównaniu z najczęściej stosowanym w kosmetykach kaolinitem, absorbuje także łagodniej, więc jest lepiej tolerowany przez suchą skórę.

Jako, że cała procedura pozbawia skórę płaszcza hydrolipidowego, dobrze jest po jej przeprowadzeniu wetrzeć w siebie solidną porcję ulubionego olejku. Relaks jest gwarantowany – przynajmniej ja zasypiam po wyjściu z łazienki, kiedy tylko dotknę głową poduszki ;)

2 komentarze:

  1. Dla mojej wrażliwej skóry to byłoby trochę za dużo :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Faktycznie, cała procedura to mocny stuff. Bez oleju nawet na pancerniku nie ujdzie ;)

    OdpowiedzUsuń