Zastanawialiście
się kiedyś, czy obietnice, że krem lub olejek z filtrem
przyspieszą opalanie, to prawda czy fałsz? Ja tak, ale sprawa
interesowała mnie na tyle mało (opalam się łatwo, i tak mi na tym
szczególnie nie zależy w żadną stronę), że nie usiłowałam rozwiać
wątpliwości i pomyślałam, że pewnie po prostu producent
zastosował skrót myślowy, i do samego kremu dodał samoopalacza.
Aż do momentu, kiedy przejrzałam opakowanie, nie znajdując w
składzie DHA (dihydroksyceton, który odpowiada za brązowienie
naskórka i zarazem średnio przyjemny zapach w większości
samoopalających produktów ;) ani wyciągów z orzecha czy henny.
Znalazłam
za to...
portret tyrozyny z Wikipedii
...tyrozynę, która jak dotąd... kojarzyła mi się z odżywkami
białkowymi, depresją i fenyloketonurią, a kosmetycznie, no cóż, z niczym ;)
Okazuje się natomiast, że tyrozyna jest zużywana przez organizm do
syntezy naszej opalenizny, a właściwie barwnika skóry –
melaniny. Podobnie zachowuje się również
2,3-dihydroksyfenyloalanina. Znalazłam informację, jakoby pod ich
wpływem melanina powstała 3-5 razy krócej (niestety, autorzy nie
wspomnieli o tym, w jaki dokładnie sposób podprowadzili ją do
skóry) Oczywiście, melanina powstająca w ten sposób, jest
pełnowartościowa i stanowi naturalny czynnik obronny skóry przed
promieniowaniem. Skóra nie tylko wygląda więc, ale i działa, jak
ta opalona bez wspomagacza (w przeciwieństwie do ,,opalonej”
samoopalaczem, w którego przypadku ciemne zabarwienie nie ma
większej wartości w obronie przed słońcem).
Co
ciekawe, podobne do tyrozyny właściwości wykazują też niektóre olejki
eteryczne (np. z bergamotki). Przyjęło się jednak uważać, że
opalenizna uzyskana pod wpływem ich działania nie jest równomierna
i często powstają przebarwienia.
Informacje,
o których wspominam, pochodzą z książki: ,,Chemia środków
bioaktywnych i kosmetyków”, autorstwa E. Sitarz – Palczak, E.
Woźnickiej i L. Zapały, wydanej przez Oficynę Wydawniczą
Politechniki Rzeszowskiej w 2014 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz