piątek, 22 kwietnia 2016

Czy kosmetyki działają? Jak to robią? I co ma do tego Temida?

Jest piątek, znakomity dzień na ciężkie i filozoficzne rozważania. Żartuję oczywiście, chociaż często zdarza mi się myśleć, o tym, czego chcę od kosmetyków i jak one właściwie działają.
W przypadku perfum, które uwielbiam i kolorówki, której używam oszczędniej, ale także bardzo lubię, sprawa jest dość prosta. Ale co z kosmetykami przeciwzmarszczkowymi, przeciwtrądzikowymi, ujędrniającymi i całą resztą, która ma zapewnić konkretną zmianę, dający się zmierzyć efekt? Przeważnie, kiedy z kimś na ten temat rozmawiam, wymieniamy swoje doświadczenia i różnie to jest.

Tym razem zacznijmy może od spraw ściśle zdefiniowanych. Ustawa o kosmetykach (Dz. U. Z 2001 Nr 42. poz. 473 ze zm..) w drugim artykule, traktuje o tym, czym jest kosmetyk:
,,W rozumieniu ustawy kosmetykiem jest każda substancja lub preparat, przeznaczone do zewnętrznego kontaktu z ciałem człowieka: skórą, włosami, wargami, paznkociami, zewnętrznymi narządami płciowymi, zębami i błonami śluzowymi jamy ustnej, której wyłącznym lub podstawowym celem jest utrzymanie ich w czystości, pielęgnowanie, ochrona, perfumowanie, zmiana wyglądu ciała lub ulepszenie jego zapachu
Jeśli dodamy do tego przepisy UE (Art. 1 przepisów dotyczących kosmetyków) kosmetyk musi utrzymywać skórę w dobrym stanie, jednak jedynie leki lub wyroby medyczne mają prawo, na drodze farmakologicznego lub biologicznego działania, zmieniać fizjologię skóry.

Produkt, który nie spełnia wymagań dotyczących obu definicji lub poza nie wykracza, nie jest kosmetykiem, a innym produktem (np. lekiem, wyrobem medycznym, preparatem biobójczym...) i podlega innym regulacjom prawnym oraz wymaganiom. Wprawdzie kosmetyk miewa działanie podstawowe i dodatkowe (to odpowiednio np. działanie nawilżające i ograniczające rozwój bakterii na skórze dla kremu), ale podstawowe powinno znacząco przeważać nad dodatkowym. Musimy jednak pamiętać, że dopóki mamy w rękach produkt zarejestrowany jako kosmetyk, to dodatkowe działanie nie będzie zbyt znaczące, niestety. Nie ma znaczenia, czy kosmetyk jest drogeryjny czy apteczny, zwany kosmoceutykiem lub określony innym, dumnym sformułowaniem typu (,,kosmetyk leczniczy, leczący, aktywny) – to już jedynie język reklamy i element rynkowej strategii producentów (przykładowo, osiągnięcia wrażenia większej skuteczności, elitarności wręcz, przez dystrybucję jedynie w wybranych miejscach).
Nasuwa się pytanie: czy ktoś nad tym czuwa?
Nad bezpieczeństwem stosowania owszem. Kosmetyki przed wprowadzeniem do obrotu przechodzą testy bezpieczeństwa stosowania, muszą spełniać wymagania dotyczące zawartości wybranych składników, a ich producenci są nadzorowani przez Państwową Inspekcję Sanitarną oraz Państwową Inspekcję Handlową. Ich działania dają może nie gwarancję bezpieczeństwa stosowania, ale jego duże prawdopodobieństwo.
Nad skutecznością działania kosmetyków nie mamy zbyt wielkiej straży. Inspekcje sanitarna i farmakologiczna mają prawo interweniować, gdy producent za bardzo zapędzi się w reklamie i wkroczy na teren zarezerwowany dla lekarstw lub wyrobów medycznych. Kiedy zapędza się w miarę zachowawczo, a kosmetyk działa słabiej/silniej/inaczej niż powinien (czyli niż deklaruje w informacji jego producent lub dystrybutor), konsument jest bezradny. Nie mamy bowiem prawa domagać się wiedzy na temat mechanizmów działania kosmetyku ani jego skuteczności.

Czyżby profesor Pierfrancesco Morganti, porównując działanie kosmetyków do wody z Lourdes, miał nieco racji? Pewnie miał, tego jednak nie sposób dowieść, dopóki specjaliści – tym razem nie ci od nauki, tylko od prawa – postanowią skonstruować bardziej rygorystyczne wymogi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz