wtorek, 24 kwietnia 2018

Niebieskie włosy - jak i czym farbować i jak utrzymać kolor?

Niebieskie włosy noszę już... hmmm... nawet uwzględniając przerwy, to będzie z 1/3 życia ;) Przez ten czas sporą ilość razy zmieniałam farby, konkretny odcień i sposób pielęgnacji. Kilkanaście lat temu niebieskie lub turkusowe końcówki nie były codziennością, często dziwiły i prowokowały sporo pytań. Teraz, kiedy ktoś komentuje mój kolor włosów, najczęściej pyta tylko o to, jak go uzyskać na ciemnym brązie i ewentualnie, co robię, żeby się szybko nie wypłukiwał. Znajomi dorzucają do tego czasem nieśmiertelne: czy nie jestem na to za stara? ;) Na to ostatnie pytanie nie odpowiem, za to napiszę parę słów o tym, co dokładnie robię, czego nie polecam, jak i czym się farbuję. Lecimy:

Jak zrobić niebieskie włosy na jeden dzień?

Jeśli na co dzień lubimy swoje cięcie i kolor, a chcemy odmiany na chwilę, mamy dwie możliwości: całkowicie zmywalny, jednodniowy spray albo kredę do włosów.
Pisząc ,,zmywalny spray", mam właściwie na myśli 2 spraye: biały i niebieski. Biały jest w tym wypadku bazą, na której kolor będzie nasycony i intensywny, choćby nasze naturalne włosy były kruczoczarne. Na niego ląduje kolor, a na to lakier, dzięki któremu kolor jest na włosach, a nie na ciuchach. Nie stosuję tego rozwiązania zbyt często, ale zdarza mi się czasami ratować w ten sposób nieudane farbowanie (szczególnie w upięciu) albo kolorować włosy na większej powierzchni niż zazwyczaj noszę. I prawdę powiedziawszy, nawet supertani spray Venita sprawdza się w tym wypadku nieskazitelnie! Kolor nasycony, jak trzeba, kondycja włosów raczej się nie pogarsza i zmywa się w całości zwykłym szamponem.
Drugą opcją jest kreda do włosów. Lubię ją za to, że z łatwością można nią robić pasemka i refleksy, ale na większej powierzchni włosów nanoszenie kredy to już droga przez mękę.

Jak ufarbować się na niebiesko na dłużej? 

Załóżmy, że niebieski nam się spodobał i chcielibyśmy nosić go na stałe. Pierwsza (i smutna) informacja jest taka, że nie znajdziemy trwałej farby w tym kolorze. Niekiedy producenci oferują farby zmywalne, niekiedy określają ją rozmytym terminem ,,koloryzacja półtrwała". W praktyce oznacza to, że trzeba będzie ją odświeżać, żeby zachowała kolor, ale już dla odmiany nie zmyjemy jej do końca i na włosach pozostanie wyblakły kolor albo przynajmniej poświata.
Półtrwałe farby działają dokładnie tak, jak zamalowanie kartki akwarelami. Intuicyjnie wszyscy wiemy, że jeśli kartka jest czarna lub brązowa, ciężko będzie zobaczyć na niej kolor farby, a jeśli jest czerwona lub żółta, zamiast niebieskiego naszym oczom ukaże się bury brąz lub zieleń. Kartka, to znaczy: włosy, muszą być prawie białe. I tu przechodzimy do sedna...

Jednodniowy spray nie wymaga rozjaśnienia, ale półtrwała, zmywalna farba lub toner - niestety tak

Jak to wygląda w praktyce?

O ile nie jesteśmy jasnymi blondynkami, zaczynamy od rozjaśniania.
Rozjaśnianie jest oczywiście dość drastycznym i najgorszym dla kondycji włosów etapem. Dlatego zachęcam, żeby wybrać się do fryzjera albo robić to w domu z pomocą kogoś, kto pomoże i zerknie na włosy w trakcie. Dość trudnym wyborem, jest wybór samego rozjaśniacza. Używałam już naprawdę wielu (w tym wielu z polecenia) i chociaż opinie są różne, to sama nie widzę wielkiej różnicy w jakości produktów droższych i tańszych. Lubię rozjaśniacze, które działają szybko, radykalnie i których nie muszą przetrzymywać na głowie przez godzinę, więc najlepiej wspominam Syoss ze zdjęcia i rozjaśniacz w proszku Goldwell stosowany z wodą 9%. Jak wiecie, mam wysokoporowate włosy z natury i od samej nasady, więc farbowanie wygląda w moim przypadku trochę inaczej niż u osób, których włosy są niskoporowate, lśniące i idealnie gładkie (o czym miałam okazję się naocznie przekonać, rozjaśniając się z koleżanką). Przede wszystkim, moje włosy wybielają się szybko i szybko też się niszczą. Dlatego uważam na czas i stosuję przy farbowaniu kosmetyki ochronne (od wielu miesięcy używam keratynowego spray'u ochronnego BlondMe z profesjonalnej linii Schwarzkopf i to naprawdę działa!). Jeśli Wasze włosy źle reagują na keratynę, jest też w czym wybierać wśród Olapleksów, Ultrapleksów i wszelkich innych x-pleksów ;) Tak więc nakładamy na włosy/dolewamy do rozjaśniacza kurację i pilnujemy czasu, zerkając na efekty ( szczególnie na to, czy włosy nie zaczynają ,,rozjeżdżać się" w dłoniach i czy kolorystycznie wszystko idzie zgodnie z planem).
Włosy już są niemal białe? Świetnie! Czas na dokładne oczyszczenie szamponem o prostym składzie z mocniejszym detergentem. Chodzi o to, żeby dokładnie usunąć pozostałości rozjaśniacza i dać niebieskiej farbie lub tonerowi jak najlepsze warunki do zabarwienia włosów. W tym wypadku, im mniej kondycjonerów i substancji odżywczych na powierzchni włosa, tym lepiej, bo włosom łatwiej będzie wchłonąć barwnik). Spiszą się tu wszystkie myjadła typu familijny, ziołowy, tani szampon.
Umyte włosy osączamy i dajemy im trochę podeschnąć. Nie jest to oczywiście jakiś jedynie słuszny sposób, ale mój własny trick, który oszczędza nerwy i farbę. Podeschnięte włosy lepiej wchłaniają kolor i od razu można się cieszyć ładną intensywnością.
Czas na zmywalną farbę. Nakładamy i dajemy działać. Jeśli farbujemy po raz pierwszy (lub nowym, nieznanym kosmetykiem), sprawdźmy co jakiś czas, jak z intensywnością koloru. Można np. wybrać sobie jakieś pasemko od spodu włosów, spłukać i jeśli dalej jest blado, nałożyć farbę drugi raz. Wprawdzie problemy częściej zdarzają się w drugą stronę (tj. trzeba trzymać dłużej niż zaleca producent), ale są wyjątki (jak np. arcykultowa pianka Venita) które po minucie są do zmycia.
Załóżmy, że wszystko się udało. Spłukaliśmy i chcemy jakoś włosy odżywić. Jak zrobić to tak, żeby z jednej strony podreperować kondycję, a z drugiej nie stracić koloru?

Pielęgnacja niebieskich włosów

Kolor, który kocham, jest zarazem bardzo kapryśny. Przede wszystkim, nie przepada za częstym myciem nierozcieńczonymi szamponami, nie lubi też alkoholu, twardej i słonej wody oraz długiego trzymania masek i odżywek. Dlatego uważam, że ważną rzeczą jest ochronić go bezpośrednio po farbowaniu ciężką, emolientową maską (najlepiej zawierającą i oleje i silikony), a jeśli włosy lubią proteiny, to wybrać maskę/odżywkę, w której jest po prostu wszystko: proteiny (np. keratynę), humektanty (np. sok z aloesu) i emolienty. Moim osobistym ulubieńcem jest oczywiście Hair Chemist ;). Jeśli też macie suche, łamliwe włosy, dorzućcie do specyfiku jeszcze trochę oleju. A jeżeli Wasze włosy lubią lżejszą pielęgnację, z czystym sercem polecam kosmetyki aloesowe Equilibra albo rodzimy O'Herbal: nie obciążają i nie wpływają źle na kolor.
Maskę w tym wypadku nakładamy na krótko (kwadrans wystarczy), a po umyciu i wysuszeniu chronimy serum silikonowym, olejkami lub mgiełkami bez spłukiwania, najlepiej z filtrem UV.
Serum silikonowe to konieczność wtedy, kiedy wybieramy się np. na basen albo planujemy wakacje nad morzem. Bez tego błyskawicznie niebieski zamienia się na mojej głowie w szarobury.



Co może pójść nie tak?

1. Kolor ,,nie chwyta", jest mdły i blady

 Jeśli to pierwsza koloryzacja, nie ma co się przejmować. Po prostu zmywalną farbę nakładamy przy kolejnym myciu. Jeśli włosy są wyjątkowo oporne, można też spróbować nakładania na sucho, przed myciem. Wprawdzie zużyjemy w ten sposób więcej farby lub tonera, ale nasycenie koloru wreszcie powinno być odpowiednie.

2. Kolor jest za ciemny/zbyt intensywny

Chcieliśmy pogodny błękit, a na głowie jest ciemny granat? Tak właśnie wyglądało moje pierwsze spotkanie z pianką Venita. Całe szczęście, koloryzacja zmywalna faktycznie jest zmywalna i bardzo pomaga jej w tym odżywka lub maska o prostym składzie (np. wszystkie wersje Kallosy, Serical Crema al Latte, Seri miodowa itp.) nałożona na długo i pod ciepłym kompresem. Niektórzy polecają także szampony przeciwłupieżowe i kilka myć pod rząd, ale z moich doświadczeń wynika, że odzywką lub maską da się osiągnąć to samo, a włosy wyglądają nieporównanie lepiej.

Jeśli zależy nam na jasnym, pastelowym odcieniu, już przed farbowaniem możemy zmieszać farbę z odżywką lub sięgnąć po toner, który zwykle daje dużo łagodniejsza barwę.

3. Kolor szarzeje

I to jest właśnie najczęstszy i najgorszy problem. Niestety, każda farba lubi trochę inne pH, jedne są mniej wrażliwe na detergenty, inne bardziej, każda trochę inaczej blaknie. Bardzo dużo zależy od tego, na ile wnikliwie przyglądacie się składom i temu, jak włosy reagują na poszczególne kosmetyki. Jak już wspomniałam w akapicie o pielęgnacji niebieskich włosów, farby nie lubią alkoholu i soli oraz mocnych detergentów. Nie dajmy się jednak zwariować, jeśli w szamponie, który i tak spłukujemy jest sól lub SLES (a są w znacznej większości), rozcieńczmy dla spokoju duszy i myjmy nim nadal. Radziłabym raczej unikać soli i alkoholu w odżywce lub serum, które trzymamy na głowie znacznie dłużej.
Smutna sprawa jest taka, że na szarzenie nie ma innej rady, jak odświeżanie koloru. Ja mam na to dwa patenty: słój odżywki wymieszanej z farbą do lekkich poprawek co kilka myć i słoiczek mikstury farba-serum do poprawek w tempie ekspresowym (nakładam --> suszę --> gotowe)

Jakich farb używam i czym się różnią?

Kiedy zaczynałam farbować końcówki na niebiesko, do wyboru w Polsce były: bibuła, błękit akwarystyczny (dziś już niedostępny) i tonery La Riche Directions (obecnie dostępne świetnie, wtedy bardzo kiepsko i tylko w rock-metal-shopach ;). Najbardziej lubiłam wtedy błękit akwarystyczny, który świetnie trzymał się włosów, nie szarzał, a farbowanie nim trwało może 2 minuty ;)
Teraz w produktach można już niemal przebierać ;) Na dzień dzisiejszy używam mieszanki  Marion Star Kolor w kolorze Lazur z pianką lub kremem Venita Trendy Color.


Moim zdecydowanym faworytem jest Marion Star Color. Włosy po farbowaniu są... są idealne. Bardzo lubię, kiedy kolor jest niebieski, nasycony, chłodny, ale nie szary. Jedyną wadą jest niezbyt dobra trwałość i tylko dlatego dodaję do niej Venity. Trzeba jednak oddać producentowi sprawiedliwość - ta koloryzacja naprawdę jest zmywalna i spłukuje się do końca.

Venita Trendy Color w wersji piankowej lub kremowej to klasyka, która farbuje szybko, ale bywa kapryśna przy wypłukiwaniu. Na pewno nie da się spłukać jej do końca i zostawia szarozieloną (pianka) lub szarą (krem) poświatę. Na pewno niemiłościwie barwi całe otoczenie. Za to trzyma się nieprzyzwoicie długo i jest nieprzyzwoicie wydajna, biorąc pod uwagę jej cenę. Kosmiczny Błękit to kolorek nasycony barwnikiem po zbóju, a Morska Fala nie tyle jest pięknym turkusem (tak dobrze tylko w 1-dniowym sprayu, niestety), a po prostu rozcieńczoną wersją poprzedniczki. Dodam jeszcze tylko, że krem jest dużo łatwiejszy w obsłudze.

Powinnam też napisać co nieco o tonerze La Riche Directions. Używałam różnych kolorów, ale do farbowania na niebiesko tylko odcienia Atlantic Blue. Kolorek ładny, nie powiem. Błękit i do tego intensywny, jak trzeba. Jednak biorąc pod uwagę bardzo słabą wydajność, to jak szybko się zmywa i jaka jest jego cena... brrrr. Wolę wydać pół wypłaty na perfumy ;)

Ale najgorszym bublem, jaki dorwałam w drogerii jest zdecydowanie Schwarzkopf Live (dodaję link tylko do swojej recenzji, bo inne kolory są oceniane o wiele lepiej). Niestety, turkusowa farba jest beznadziejna: za gęsta (wręcz niemożliwa do swobodnego, dokładnego nałożenia), kiepsko chwyta i szybko się zmywa. Podobnie, jak w przypadku La Riche, konieczne są poprawki bez przerwy.

Poniżej dorzucam jeszcze zdjęcia porównawcze, oczywiście bez podkręcania kolorów w programie graficznym. Każde jest wykonane po myciu-dwóch od farbowania i doskonale widać, jak bardzo brzydko potrafi zmywać się ten kolor...



od lewej: 1. Marion Star Color Lazur razem z Venitą Color Cream Kosmiczny Błękit, 2. Marion Star Color Lazur, 3.Venita Pianka Morska Fala, 4. Shwarzkopf Live Turquoise

Miałyście/macie niebieskie włosy lub nosicie jakiś inny, mocny kolor? Może chcecie się podzielić Waszymi sposobami na udane farbowanie albo pielęgnację? 

piątek, 13 kwietnia 2018

Jak pozbyć się wrastających włosków? Domowe sposoby, półprodukty i gotowe kosmetyki

Depilacja z zasady ma służyć temu, żeby skóra była gładsza, prawda? Tymczasem, bez względu na to, czy zaciska się zęby sięgając po depilator/wosk/cukier, czy nie zaciska, używając depilacji światłem, można dorobić się czegoś, co gładkie zdecydowanie nie jest. Górki, krostki, czerwone kropki. Dziś o nich. A dokładniej o tym, jak się ich pozbyć albo przynajmniej - ograniczyć powstawanie.

Dlaczego włos wrasta?

To, że mu się zdarza, nie jest niczym niezwykłym. Włos, który został wyrwany, musi przejść przez warstwę rogową skóry, co nie zawsze jest proste. Końcówka włosa jest cienka, za to skóra pokryta pewną warstwą martwych komórek o sporej zawartości dość twardego białka, którym jest keratyna. Włos, który napotyka twardą powierzchnię skóry, ,,odbija" od niej kierunek wzrostu  i rośnie tam, gdzie mu łatwiej, czyli pod warstwą rogową. Powstaje charakterystyczna ,,górka", która czasami robi się czerwoną krostką, bywa, że wypełnioną ropą.
Wrastanie włosów jest znacznie częstsze, kiedy mamy do czynienia z rogowaceniem okołomieszkowym. Jest to przypadłość polegająca na tym, że w okolicy mieszków włosowych komórki szybciej i intensywniej rogowacieją tj. obumierają i wypełniają się twardą keratyną. Mieszki włosowe są wówczas zablokowane, wręcz ,,zalepione" mieszanką martwych komórek naskórka i łoju, któremu trudno jest swobodnie rozprzestrzeniać się po skórze. Wyglądają jak trwała ,,gęsia skórka" lub krostki. Jak łatwo się domyślić, pielęgnacja takiej skóry po depilacji jest raczej trudna, ale są zasady, które pomogą i w tym wypadku.



Jaką mamy strategię? 

Ze samym włosem niewiele zrobimy, bo raczej nie zależy nam na jego wzmocnieniu (w końcu nie po to go wyrwaliśmy). Za to pozostaje naskórek, z którego można usunąć więcej martwych komórek warstwy rogowej i tym samym go zmiękczyć. Osiągniemy to, rzecz jasna, za pomocą peelingów. Można sięgnąć po kawę, cukier sól, mąkę migdałową oraz gotowe scruby. Wszystkie równomiernie usuną nadmiar martwych komórek z powierzchni skóry i przyjemnie ją wygładzą. Po peelingu skórę raczymy balsamem lub olejkiem (najlepiej na wilgotne ciało) i podstawowa pielęgnacja skóry po depilacji już za nami. To jednak wystarcza w naprawdę niewielu wypadkach.

Warto zauważyć, że szczególnie chodzi nam o to, żeby dokładnie oczyścić i zmiękczyć okolice samego mieszka włosowego, a tego ziarenka kawy raczej nie zapewnią. Z pomocą przychodzą za to składniki kosmetyków do pielęgnacji.

Co pomoże? 

Konkrety są następujące: kwasy DHA i BHA oraz mocznik. Działanie wszystkich tych substancji jest z grubsza podobne: ułatwiają keratynie nawiązanie bliższej relacji z wodą. W mniejszych stężeniach wpływ na wiązania wodorowe uwidacznia się przede wszystkim w ten sposób, że skóra wiąże w sobie więcej wody, czyli po prostu jest dobrze nawilżona, natomiast we dużych - zaczyna robić się w tej wodzie częściowo rozpuszczalna. Mocznik ułatwia pozbycie się martwych komórek od zawartości ok. 10% w kosmetykach, kwas salicylowy - już od 1%, natomiast kwasy owocowe od 5%, przy jednoczesnym, wyraźnie kwaśnym odczynie (pH na poziomie 3-4,5).
Kosmetykami z kwasami i mocznikiem smarujemy się po wieczornym prysznicu lub kąpieli. Możemy użyć balsamu, ale możemy też serum, nic też nie stoi na przeszkodzie, żeby zrobić kwasowy peeling, taki jak stosujemy na twarz. Ważne jest natomiast to, że trzymamy się najważniejszych reguł, które wyznaczył producent, czyli: spłukujemy te, które producent zaleca spłukiwać, nie wychodzimy z nimi na słońce, chronimy skórę przed UV, odstawiamy w przypadku alergii lub podrażnienia.

A może sprawdzone przykłady?

Kosmetyki złuszczające z mocznikiem i kwasami wcale nie muszą być z definicji przeznaczone do pielęgnacji skóry po depilacji. Powiem więcej: są tak określane raczej rzadko. Z powodzeniem natomiast może do być np. balsam do pielęgnacji atopowej skóry ciała albo do pękających pięt i szorstkich kolan i łokci. W czym można wybierać?

-Olejek salicylowy, własnej roboty lub gotowy (taki, jak np. Salicylol, czyli 5% kwasu salicylowego w naturalnym oleju). Jeśli zdecydujemy się na samodzielne przygotowane, pamiętajmy, żeby kwas wcześniej zważyć. Olejek tego typu jest super wyborem, jeśli ktoś nie ma uczulenia na salicylany (ja niestety od zeszłego roku mam). Polecam przed użyciem rozcieńczyć go tj, wymieszać w proporcjach 1:1 z dowolnym olejkiem roślinnym lub oliwką. Skórę smarować można od razu po depilacji, przed myciem (dobrze usuwa pozostałości wosku na zimno). Szczególnie lubiłam traktować nim obszar po depilacji meszku nad górną wargą. Efekty? Zero czerwonych kropek, zero krostek, zero wrastania.
Problematyczne miejsca, w których włosy lubią nam wrastać, możemy nim traktować też po kąpieli, codziennie lub co 2-3 dni. Warto wyczuć tutaj swoje potrzeby, bo kwas salicylowy stosowany dłuższy czas lubi podrażnić. Obowiązkowo podczas jego stosowania, stosujemy też filtry UV.

-Kremy zmiekczająco-złuszczające z mocznikiem typu Ziaja Med, Kuracja Ultranawilżająca Mocznik 15% lub Acerin Lavendi. Oba mają świetne ceny, a że są do stóp? Nic nie szkodzi! (a gdyby ktoś miał watpliwości, zapraszam do przeczytania tego wpisu) Sprawdzą się przy wrastających włoskach, a stopy też się ucieszą. Krem z mocznikiem po prostu nakładamy na czystą skórę po kąpieli raz na dzień.

-Kremy lub maści zmiekczajaco-złuszczające z mocznikiem i kwasami np. Pilarix albo Hasceral. Kremy tego typu służą do pielęgnacji problematycznej skóry z rogowaceniem przymieszkowym lub atopią. Kultowy Pilarix ma aż 20% mocznika i 2% kwasu salicylowego i po samych opiniach w KWC widać, że to naprawdę skuteczny środek. Również Hasceral, z 10% mocznika i 5% kwasu salicylowego, świetnie sobie radzi ze zrogowaciałym naskórkiem. Skoro już mowa o kwasie salicylowym, do znudzenia powtarzać będę dwa krótką frazę: krem z filtrem.

-Kosmetyki z kwasami AHA i BHA (kremy, serum, toniki i peelingi) np. Tonik lub Serum Bielenda Super Power Mezo (ufff, cóż za nazwa ;) z kwasami migdałowym i laktobionowym, peeling Bielenda Professional z kwasem salicylowym, migdałowym, azelainowym i mlekowym, domowej roboty toniki i peelingi z kwasami itp. Przyznam szczerze, że mimo tego, że kwasy są skuteczne, polecam tą grupę jakby mniej. Przede wszystkim, każdy kosmetyk różni się stężeniem i rodzajem kwasu, więc każdego używa się nieco inaczej (np. jeśli chodzi o czas działania, spłukiwanie, częstość stosowania itd.). Drugą sprawą jest to, że kwasy po prostu są droższe, a do tego lubią podrażnić skórę i wymuszają to, żeby bardzo ostrożnie się z nią potem obchodzić. Nie ukrywam jednak, że jak nic innego radzą sobie w okolicach, gdzie po wrastających włoskach pozostały przebarwienia i blizny lub u osób, które dodatkowo w okolicach, gdzie wrastają włosy, mają też problemy z trądzikiem lub krostkami zapalnymi (np. na ramionach). Wówczas fajnie jest móc zadbać o skórę na ciele równie kompleksowo, jak na twarzy. Pamiętajmy, że ciału nie zaszkodzi pielęgnacja przeznaczona do twarzy, pod warunkiem, że podobnie, jak chronimy buźkę przed UV, nie zapomnimy o wysokim filtrze na resztę skóry.

czwartek, 5 kwietnia 2018

Lato we flakonie. Balmain Ivoire.

Wyobraźcie sobie, że jakimś cudem z przeciętnie ciepłej wiosny, w której wypatrujecie pojedynczych, soczyście zielonych źdźbełek trawy, zrobił się pełen rozkwit lata. Jest zielono i soczyście, a słońce nagrzewa całe mnóstwo kwiatów i traw, których gatunków wprawdzie nie znacie , ale wystarczy Wam do szczęścia chwila błogiego lenistwa, ich naturalny wdzięk i przede wszystkim - obezwładniający zapach.

To właśnie Ivoire rodem z domu mody Balmain (nawiasem mówiąc, bardzo, ale to bardzo nie kojarzy mi się z ich projektami). Zapach tak naturalny, a zarazem poetycko pozbawiony realizmu, że nawet taki sympatyk kwiatowych nut jak ja (czyli mierny sympatyk) nie może przejść koło niego obojętnie.


Bez wątpienia nie ma sensu przeczyć temu, że główną nutą Ivoire jest galbanum. Cóż to takiego? Żywica rośliny nazywanej zapalniczką galbanową, nieco podobnej z wyglądu do np. kopru. Nie pachnie jednak jak koper, ale... no właśnie... pachnie dosyć kapryśnie. Z bliska i samodzielnie niechętna do współpracy, ostra, przecząca romantyzmowi, przypomina raczej o kosiarce i całym dniu strzyżenia trawy. Kawałek dalej od nosa, jest zapachem łąki, oddającej swoją woń późnym popołudniem, delikatnym, przybierającym i tracącym na sile, drgającym i żyjącym do tego stopnia, że nawet oddech noszącej osoby wydaje się go poruszać. Nie straszy kosiarką, przeciwnie - zaprasza, żeby rzucić wszystkie obowiązki. Okazuje się ciepły, przyjacielski, tak ciepły i przyjacielski, że wręcz nierealny. Czujesz wiatr przewiewający przestrzeń łąki, ale czy ona jest a pewno zaczepiona w konkretnej czasoprzestrzeni? Ma zdaje się więcej wspólnego ze snem Alicji w Krainie Czarów. Tam właśnie kwiaty nabierają kobiecych cech, eleganckie i przyprószone pudrowym woalem, tam też upadki łagodzone czarami kończą się zawsze miękkim lądowaniem prosto w ciepłą ziemię ze słodkim runem, usłaną aksamitną wanilią i mydlanymi wiórkami.

Schodząc na ziemię (pragmatyczną, nie tą z poprzedniego zdania ;), dodam jeszcze, że urok tych perfum polega w znacznym stopniu na unikalnej projekcji. Jednocześnie nie są mocne i otoczenie je wyczuwa. Po prostu emanują swoim klimatem.

Polecam powąchać. Sama raczej nie będę nosić Ivoire bardzo często (nadal wolę klimaty drzewnych uniseksów i wetiwerowych męskich wód), ale niejeden udany dzień jeszcze przed nami ;) Natomiast jeśli ktoś szuka woni kobiecej i eleganckiej, ale też niebanalnej i z miejscem dla wyobraźni, polecam sprawić sobie miniaturkę na wiosnę.