poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Czas się przedstawić - włosy

Właściwie nic szczególnego, ale czemu by trochę się nie ujawnić – oto moje osobiste włosy. Dość grube, ale bardzo rzadkie (6 cm w obwodzie kucyka), koszmarnie wysokoporowate od samej nasady, naturalnie brązowe, ale dołem farbowane na ciemny turkus. Tak jak na dwóch pierwszych zdjęciach wyglądają po uwolnieniu ich z upięcia klamrą z ząbkami. Podatne tak, że idealnie proste są jedynie po myciu, zanim nie tknie ich żadne akcesorium typu gumka, klamra itp.)
Jako, że z natury (czyli kiedy nic z nimi nie robię) wyglądają mniej więcej sto razy gorzej (tj. wręcz kruszą się w palcach), są obiektem chuchania, dmuchania, mojej osobistej fascynacji i wybujałej pielęgnacji. I chociaż skromne, to bardzo je lubię, chcę o nich wiedzieć jak najwięcej i chętnie dzielę się z wrażeniami ze stosowania wybranych kosmetyków (na wypadek, gdyby wpadł tu ktoś równie porowaty ;) 


(fryzura z trzeciego zdjęcia to superprosty w wykonaniu, oszukany warkocz, do którego instrukcji odsyłam do samego źródła (czyli naj, naj, naj bloga, jeślichodzi o pomysły na fryzury).

piątek, 22 kwietnia 2016

Czy kosmetyki działają? Jak to robią? I co ma do tego Temida?

Jest piątek, znakomity dzień na ciężkie i filozoficzne rozważania. Żartuję oczywiście, chociaż często zdarza mi się myśleć, o tym, czego chcę od kosmetyków i jak one właściwie działają.
W przypadku perfum, które uwielbiam i kolorówki, której używam oszczędniej, ale także bardzo lubię, sprawa jest dość prosta. Ale co z kosmetykami przeciwzmarszczkowymi, przeciwtrądzikowymi, ujędrniającymi i całą resztą, która ma zapewnić konkretną zmianę, dający się zmierzyć efekt? Przeważnie, kiedy z kimś na ten temat rozmawiam, wymieniamy swoje doświadczenia i różnie to jest.

Tym razem zacznijmy może od spraw ściśle zdefiniowanych. Ustawa o kosmetykach (Dz. U. Z 2001 Nr 42. poz. 473 ze zm..) w drugim artykule, traktuje o tym, czym jest kosmetyk:
,,W rozumieniu ustawy kosmetykiem jest każda substancja lub preparat, przeznaczone do zewnętrznego kontaktu z ciałem człowieka: skórą, włosami, wargami, paznkociami, zewnętrznymi narządami płciowymi, zębami i błonami śluzowymi jamy ustnej, której wyłącznym lub podstawowym celem jest utrzymanie ich w czystości, pielęgnowanie, ochrona, perfumowanie, zmiana wyglądu ciała lub ulepszenie jego zapachu
Jeśli dodamy do tego przepisy UE (Art. 1 przepisów dotyczących kosmetyków) kosmetyk musi utrzymywać skórę w dobrym stanie, jednak jedynie leki lub wyroby medyczne mają prawo, na drodze farmakologicznego lub biologicznego działania, zmieniać fizjologię skóry.

Produkt, który nie spełnia wymagań dotyczących obu definicji lub poza nie wykracza, nie jest kosmetykiem, a innym produktem (np. lekiem, wyrobem medycznym, preparatem biobójczym...) i podlega innym regulacjom prawnym oraz wymaganiom. Wprawdzie kosmetyk miewa działanie podstawowe i dodatkowe (to odpowiednio np. działanie nawilżające i ograniczające rozwój bakterii na skórze dla kremu), ale podstawowe powinno znacząco przeważać nad dodatkowym. Musimy jednak pamiętać, że dopóki mamy w rękach produkt zarejestrowany jako kosmetyk, to dodatkowe działanie nie będzie zbyt znaczące, niestety. Nie ma znaczenia, czy kosmetyk jest drogeryjny czy apteczny, zwany kosmoceutykiem lub określony innym, dumnym sformułowaniem typu (,,kosmetyk leczniczy, leczący, aktywny) – to już jedynie język reklamy i element rynkowej strategii producentów (przykładowo, osiągnięcia wrażenia większej skuteczności, elitarności wręcz, przez dystrybucję jedynie w wybranych miejscach).
Nasuwa się pytanie: czy ktoś nad tym czuwa?
Nad bezpieczeństwem stosowania owszem. Kosmetyki przed wprowadzeniem do obrotu przechodzą testy bezpieczeństwa stosowania, muszą spełniać wymagania dotyczące zawartości wybranych składników, a ich producenci są nadzorowani przez Państwową Inspekcję Sanitarną oraz Państwową Inspekcję Handlową. Ich działania dają może nie gwarancję bezpieczeństwa stosowania, ale jego duże prawdopodobieństwo.
Nad skutecznością działania kosmetyków nie mamy zbyt wielkiej straży. Inspekcje sanitarna i farmakologiczna mają prawo interweniować, gdy producent za bardzo zapędzi się w reklamie i wkroczy na teren zarezerwowany dla lekarstw lub wyrobów medycznych. Kiedy zapędza się w miarę zachowawczo, a kosmetyk działa słabiej/silniej/inaczej niż powinien (czyli niż deklaruje w informacji jego producent lub dystrybutor), konsument jest bezradny. Nie mamy bowiem prawa domagać się wiedzy na temat mechanizmów działania kosmetyku ani jego skuteczności.

Czyżby profesor Pierfrancesco Morganti, porównując działanie kosmetyków do wody z Lourdes, miał nieco racji? Pewnie miał, tego jednak nie sposób dowieść, dopóki specjaliści – tym razem nie ci od nauki, tylko od prawa – postanowią skonstruować bardziej rygorystyczne wymogi.

środa, 6 kwietnia 2016

Czy domowe sposoby działają? CZYSTEK (stosowany zewnętrznie)

O czystko napisano już bardzo wiele, żeby nie powiedzieć, wszystko (nawiasem mówiąc, internet wie o nim nawet trochę więcej niż obecny stan nauki ;) To znaczy, o czystku zażywanym w postaci herbatki.

kwiatek Cistus incanus [źródło Wikipedia en.]

Co w czystku siedzi
Czystek Cistus incanus zawiera szereg interesujących związków, głównie polifenole, z flawonoidami: apigeniną, kwercetyną i kemferolem, katechinami (w tym mniej popularnymi enencjomerami) i pochodnymi kwasu galusowego na czele. Dłuższą listę tych i innych substancji, które zidentyfikowano w czystku (lub wodnym wyciągu) można znaleźć np. TU, TUTAJ i TU. Są to związki interesujące także jako składniki kosmetyku.

Może by tak na skórę?
Kwercetyna wespół z kemferolem zmniejsza przepuszczalność naczyń krwionośnych. Kwercetyna miejscowo zmniejsza też aktywność hialuronidazy. Dzięki temu kwas hialuronowy w skórze, będąc naturalnym polimerem, utrzymuje się w postaci większych cząsteczek i nie rozkłada na mniejsze fragmenty (pomaga tym sposobem tworzyć bardziej efektywną barierę dla drobnoustrojów).
Jeśli dodać do tego przeciwdrobnoustrojowe i przeciwutleniające działanie, charakterystyczne dla wielu flawonoidów, mamy sprzymierzeńca w walce z wolnymi rodnikami i mało pociągającymi perspektywami starzenia, a z drugiej strony - z trądzikiem.
M.Molski, w ,,Nowoczesnej Kosmetologii” (Wydawnictwo Naukowe PWN, 2014) wspomina o antyseptycznym i ściągającym oraz przeciwzmarszczkowym i ujędrniającym działaniu, a także ułatwianiu usuwania świeżych blizn i minimalizowaniu porów skóry



Tonik z czystka
Ja robię go w ten sposób, że stołową łyżkę zioła zalewam połową szklanki wody (najlepiej demineralizowanej) o temperaturze pokojowej. Zostawiam na kilka godzin, a potem przemywam skórę.

Maseczka z czystka
Mielę ziele w młynku do kawy i rozrabiam z wodą. Pozostawiam na około godzinę, ewentualnie mieszam z odrobiną lekkiego kremu, jeśli ciężko mi się ją rozprowadza.

Wrażenia
Spowolnienia upływu czasu próżno szukać około trzydziestki. Miałam jednak ostatnio problemy z drobnymi niespodziankami na cerze po przedawkowaniu cięższego makijażu. Czystkowe kosmetyki domowego wyrobu rzeczywiście łagodzą trądzikowe zmiany. Nie tak, jak cebula i kozieradka, ale coś w zamian – mają o wiele mniej inwazyjny zapach.

Picie herbatki z czystka oczywiście także może pomóc skórze. Wielu powodów, żeby nie spróbować, raczej nie ma, ale dalej - jak to z wszystkim – jeden woli zioła takie, drugi - inne, trzeci – myśląc o antyoksydantach widzi wino i nic więcej ;). Jeśli pijecie czystka, możecie zoptymalizować sposób zaparzania, żeby nie pozbawiać się drogocennych polifenoli – poważnie, nawet to już zbadano (!) ;).


piątek, 1 kwietnia 2016

Makabryczne sposoby na urodę - i to z XX wieku

Zdarza mi się ostatnio dość często sięgać po starsze książki poświęcone pielęgnacji skóry i włosów. I choć na ogół to pozycje popularnonaukowe, to poza zmianami w stanie wiedzy i zmianami trendów, można w nich czasem wyśledzić motywy świetne dla horroru albo i kryminału ;) Data publikacji posta wskazywałaby na żart, ale... to naprawdę działo się w niezbyt odległym, XX wieku ;) Poniżej moje ulubione kuracje:

 Złuszczanie naskórka kwasami, szczególnie wykonywane po raz pierwszy, potrafi być silnym przeżyciem. Czy nie powstaną blizny? A przebarwienia? Jak długo po zabiegu trzeba będzie paradować z ,,niewyjściową” twarzą? Okazuje się jednak, że trzydzieści lat temu można było trafić gorzej. Do złuszczania używano bowiem fenolu. Kosmetyka była wyjątkowo mało łaskawa – I. Rudowska w ,,Kosmetyce Lekarskiej” (wydanej przez PZWL w 1974 roku) zalecała fenol w stężeniu... 90%.
 Jak przyjemnym związkiem jest fenol? Dość powiedzieć, że Farmakopea Polska IX zaleca, żeby maksymalnie stężenie wynosiło 0,1% oraz zalicza go do wykazu trucizn. Ale, ale, spójrzmy na material safety data shit  i pierwsze trzy piktogramy (obrazki z ostrzeżeniami). Toksyczny połknięty, wdychany i w kontakcie ze skórą, powoduje oparzenia i poważne uszkodzenia skóry i oczu, toksyczny dla organów wewnętrznych i do tego mutagenny. Aha, niektórzy ludzie są na niego nadwrażliwi, co znaczyłoby, że dawka niższa od toksycznej może spowodować śmierć lub poważne skutki zdrowotne. To byłby nieciekawy finał zabiegu kosmetycznego. Ale załóżmy wariant optymistyczny, oto żyjemy: jak zatem wygląda zabieg, no i co najważniejsze, jak efekty? Otóż natychmiast po nałożeniu na skórę, odczujemy pieczenie, kłucie i dotkliwy ból, prowadzący niekiedy do omdlenia albo utraty przytomności. Załóżmy nic to, nawet wtedy zalecano zaaplikować sobie wcześniej środki przeciwbólowe i uspakajające. Później jednak, znosimy obrzęk utrzymujący się do kilku dni, a skóra robi się brunatna i złazi. Pacjentowi zaleca się nie wychodzić przez 8 dni z domu. Niestety ryzyko blizn i trwałych przebarwień, i tak nie jest najmniejsze. Czy tylko mnie po lekturze tego fragmentu wydaje się, że wizyta u dentysty przebiega naprawdę przyjemnie?

 Środki o działaniu bakteriobójczym, także współcześnie (i nie bez przyczyny), budzą spore kontrowersje. Co jednak powiecie na terapię tlenkiem rtęci (II) w stężeniu 1-5%? Tymczasem ów niezbyt bezpieczny związek, w czasach bliższych nam niż średniowieczu, stosowano np. do terapii trądziku. Toksyczność doustna, drogą wziewną, przez skórę, działanie toksyczne na narządy docelowe, i przy okazji dla środowiska (TUTAJ można zerknąć na MSDS). Dużo tego. Wprawdzie w dermatologii związki rtęci, choć rzadko, bywają używane, ale raczej w lecznictwie zamkniętym i do terapii lekoodpornych stanów zakażenia skóry.

 Płeć brzydsza lubi czasem skomentować poświecenia tej piękniejszej w staraniach o urodę, jako wyjątkowo głupie. Tymczasem panowie, przynajmniej w XX wieku, do najmniej próżnych nie należeli. A przynajmniej też stosowali drastyczne metody, o czym pisze, już z pewnego dystansu, A. Koźmińska-Kubarska (Zarys Kosmetyki Lekarskiej, PZWL, 1984). Rozbawił mnie fragment poświęcony męskiej terapii odmładzającej, polegającej na przeszczepianiu … jąder (innych gatunków). Może metoda nie zdobyła nigdy wielkiej popularności, ale jej zwolennicy, prof. Steinach i dr Woronow z oddaniem udoskonalili ją na tyle, że kilkudziesięciu mężczyznom udało się z powodzeniem odmłodnieć dzięki jądrom szympansów. Niestety, jak na dość inwazyjne przedsięwzięcie, rezultaty nie były zbyt trwałe – do 5 lat pełni ,,rozkwitu męskości” po przeszczepie. Może opowieść o King-Kongu była jednak oparta na rzeczywistych wydarzeniach? ;)

 Ech...

 Zastanawiam się, czy potomni z równym zdziwieniem za 50 lat skomentują np. na keratynowe prostowanie włosów, w którym posiłkujemy się formaldehydem?