wtorek, 18 lipca 2017

Dlaczego kosmetyki rzadko bywają bezzapachowe?

Fenomen bezzapachowego kosmetyku jest naprawdę potężny. Z jednej strony, spytani o kosmetyki dla dzieci czy alergików jednym tchem powiemy, że ma być bezpieczny, najlepiej naturalny, nie zawierać kilku określonych składników i być bezzapachowy właśnie. Z drugiej, rzadko spotyka się kosmetyki bez dodatków zapachowych i chyba jeszcze rzadziej - takie, które nie pachną.
Postanowiłam napisać co nieco o przyczynach tego stanu rzeczy. Co sprawia, że kosmetyki mają zapach i po co właściwie dodaje się kompozycji zapachowej?

Źródła zapachu



Najbardziej oczywistym jest kompozycja zapachowa, w składzie kosmetyku występująca jako Parfum lub Fragrance. Co ciekawe, najczęściej nie służy przekształceniu neutralnego kosmetyku w przyjemnie pachnący. Może i dominuje nad pozostałymi źródłami zapachu, nie znaczy to jednak, że kosmetyk pachnie wyłącznie jej składnikami. Mało tego, czasem i tak bardziej zwracamy uwagę na to, co ma zamaskować ;) Co dokładnie? Przedstawię Wam pokrótce składniki kosmetyków, które wodzą nas za nos:

Oleje i masła - zwłaszcza nierafinowane

Oleje i masła to świetne emolienty, więc każdy chętnie wypatruje ich w składzie. Niektóre z nich mocno pachną. Bywa, że błogo i rajsko - np. olej kokosowy lub masło kakaowe, ale są i ciemne oblicza olejów. Zacznijmy łagodnie - olej konopny ma wyczuwalny trawiasty zapaszek. Ten z pestek dyni również pachnie charakterystycznie, kojarząc się lekko z nieświeżym pomieszczeniem. Mnie to osobiście ani trochę nie wadzi, ale... co np. zrobić z takim ,,śmierdzielem" jak olej rokitnikowy? Poza tym, że dostarcza skórze wielu cennych substancji, ma też inne unikalne cechy: jeśli idzie o woń, to jednym osobom kojarzy się z wymiocinami, a innym z rozpuszczalnikiem lub rozkładem.

Wyciągi ziołowe i soki 




Sprawa przedstawia się bardzo podobnie, kiedy zastanowić się nad wyciągami i olejkami z ziół. Bywa, że ich zapach jest obiektywnie bardzo przyjemny: sama bardzo lubię rumianek czy miętę. Pewnym wyzwaniem jest jednak komponowanie wyciągów i olejków ze sobą - zestaw, który fantastycznie uzupełnia się w pielęgnacji skóry, nie musi już wcale harmonijnie zgrywać się zapachem. Szczególnie, jeśli w kosmetyku mamy też inne składniki dostarczające wrażeń dla nosa.
Są też składniki o woni, która wprawdzie nie jest ani natarczywa ani przykra, ale zupełnie nie pasuje charakterem do kosmetyku.
Zwróciłyście kiedyś uwagę na charakterystyczny zapach soku z aloesu? Niejednokrotnie kosmetyki z jego zawartością zbierają cięgi za zapach - kwaskowy, lekko sfermentowany, czasem nawet obrywa się mu za ,,chemiczne" konotacje. Albo ekstrakt z brzozy, który ludzie określają jako ,,ziółka na przeczyszczenie", względnie ,,popołudnie spędzone z kosiarką". Pokrzywa, skrzyp, algi morskie... W zasadzie można wyliczać w nieskończoność, a każdy wskazałby swojego antyulubieńca ;)

Związki czynne wyodrębnione z ziół



To jeszcze inna liga. Jeśli destylujemy części roślin lub przyrządzamy z nich ekstrakt, w celu wydobycia jednego konkretnego związku, który ma interesujące pielęgnacyjne lub lecznicze właściwości, to otrzymujemy coś, co pachnie dziwnie i obco. W róslinie mamy wiele związków zapachowych, które mu wtórują, a kiedy jest sam i w znacznie większym stężeniu, potrafi zupełnie zaskoczyć. Konkretny, wydobyty z rośliny terpen potrafi zachwycić perfumeryjnym charakterem, ale też zrazić apteczną surowością. Warto być przygotowanym na to, że nie wszystko, co wzięte z natury urzeka łagodnością i naturalnością olfaktoryczną.

Hydrolizaty białek oraz aminokwasy i peptydy

A to już związki przy których przykry zapach to chleb powszedni. Gdyby jeszcze tak pachniały chlebem... ;) Ale nie, tutaj pojawi się szereg skojarzeń zwierzęcych: z potem, moczem i mięsem oraz nieco łagodniej: przyprawami lub świdrującym zapachem siarki. Do tego zapach jest intensywny, więc żeby zmniejszyć złe wrażenie trzeba się nieźle nastarać.

Konserwanty



Ale w moim osobistym rankingu składników wykręcających nos na samiutkim czele są konserwanty. Związki chemiczne są interesująco skonstruowane: wraz z właściwością zabijania drobnoustrojów, wysyłają też często komunikat zapachowy (w tej książce czytałam o badaniach, które dowiodły występowania związku między ilością pachnących przypraw w tradycyjnych daniach, a średnią temperaturą w kraju ich pochodzenia). Istnieją konserwanty naturalne, szczególnie olejki eterycze - ich zapach przeważnie odbieramy jako przyjemny. Jest też ciemniejsza strona konserwowania kosmetyków - cała reszta. Konserwanty śmierdzą. Śmierdzą tak, że laik od razu użyje sformułowania ,,sama chemia" wąhając którykolwiek z nich ;) W dużym uproszczeniu, czy na warsztat pójdą wyjątkowo nielubiane obecnie parabeny, czy darzony lepszym postrzeganiem alkohol benzylowy lub fenoeksyetanol, poczujemy coś, co porównamy do benzenu (czyli znowu wiele osób określi je ,,rozpuszczalnikiem"). Do tego już w małym stężeniu są wstrętnie intensywne. Wyjątków mamy niewiele, do głowy przychodzi mi w zasadzie tylko sorbinian potasu, z którego chętnie korzysta też przemysł spożywczy, sól i alkohol etylowy. Niestety, mają też wady, które w kosmetykach mocno dają o sobie znać (sorbiniany podrażniają, a sól i alkohol wysuszają skórę). A ponieważ konserwowany jest każdy kosmetyk, zamaskowanie zapachu substancji konserwującej jest bodaj najtrudniejszym zadaniem przed którym staje producent.

Nie pachnieć, czyli...

...zrezygnować z wielu składników? Nie chcę od razu stwierdzić, że tak właśnie jest, ale lwia cześć kosmetyków, które nie pachną, to w telegraficznym skrócie miks parafiny i silikonów, ewentualnie lekko doprawiony masłem shea (tak, piję do marek aptecznych o francuskim pochodzeniu ;) Nie mówię, że nie używam takich kosmetyków, przeciwnie, kilka bardzo sobie chwalę. Podobnie jak chwalę sobie niektóre koncernówki, kosmetyki niszowe, naturalne i z własnej kuchni. Ale jeśli chodzi o zapach, przyznam, że nie umiem się przemóc i wolę jego brak niż kakofoniczny atak olejków eteryczych albo z innej beczki: budyniowej czekolady. Każdy ma jednak inny gust i myślę, że kluczem w podejściu do zapachów jest świadomość skąd one się biorą i że nie każdy z ich świadczy o czymś podejrzanym (np. zepsuciu kosmetyku czy sztucznych dodatkach).




Co jednak lubię najbardziej?
Ano, umiar. Szczególnie umiar w kombinowaniu. Jeśli używam kremu ziołowego, nie musimy robić z niego perfum, niech sobie tymi ziołami (i nawet rokitnikiem ;) pachnie, chciałoby się rzec, na zdrowie ;)

A Wy lubicie zapach czy jego brak? Jaki kosmetyk najbardziej z tego względu lubicie, a który przyprawia Was o ciarki?


4 komentarze:

  1. Ja używam tradycyjny krem nawilżający z Fitomedu. Ma zapach do którego trzeba się przyzwyczaic, nie pachnie jakoś ślicznie. Mam tez serum z Bielendy z kwasem kaktobionowym i tu zapach jest przesliczny. Nie patrzę na zapach tylko na skład. Ale moja mama i grono osób starszych zapach stawiają wysoko przy wyborze kremów. Przecież pierwsze co się robi jak odkrywca się krem to właśnie przykłada się od razu do nosa ;)
    Nigdy nie patrzyłam na zapach kosmetyku pod kątem ukrywania nieprzyjemnego zapachu wynikającego z jego składu.

    Mam pytanie, czy możesz polecić cos czym punktowo mogłabym posmarować wypryski. Czasami sobie rozdrapie jakaś niewielka krostke która potem nie chce się goić, co z nią wtedy robić. Mam teraz 2 takie na szyi, wygląda nieciekawie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za to właśnie lubię Fitomed - działanie ich kremów zrekompensuje każdy zapach ;)
      Co do pytania, są różne szkoły, a większość osób stosuje antybakteryjne lub złuszczające składniki, ale mi się osobiście wydaje, że to tylko spowalnia gojenie. Sama daję na nie pantenol (kropelkę rozcieńczonego półproduktu), a jak nie mam, to żelu z pantenolem (taki jak np. po opalaniu). Pianki jedynie nie próbowałam, bo tam sporo parafiny jest i myślę, że mogłaby zapychać.
      Przemywam też już długi czas twarz naparem z nagietka i w sumie on też poprawia gojenie zmian.

      Usuń
  2. Zapomniałaś o detergentach. Ostatnio walczę z władnym żelem pod prysznic - za nic nie udaje mi się zrobić takiego, który by ładnie pachniał i nie byłoby czuć glukozydu. W gotowych kosmetykach też go czuję: szampon Lilla Mai i micel Sylveco pachną dla mnie glukozydowo :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, one też mają swój zapachowy ślad, chociaż gdyby chcieć być tu stuprocentowo ścisłym, trzeba by było napisać o prawie wszystkim ;)

      Usuń