Zazwyczaj w przypadku koncernowych kosmetyków mam tak, że stoję, myślę i nic mnie nie urzeka, ostatnio jednak w drogeriach pojawiły się trzy serie, których bardzo chciałam spróbować. Garnier, L'Oreal i Nivea wprowadziły wprawdzie więcej nowości, wybrałam jednak te przeznaczone z definicji do suchych, problematycznych włosów: szampon i maskę Fructis Oil Repair 3 Butter, szampon i balsam Botanicals Fresh Care z olejem z krokosza oraz szampon i odżywkę Nivea Hairmilk w wersji do cienkich włosów. Z tą ostatnią pozycją to właściwie dopasowanie połowiczne - moje włosy mają zróżnicowaną grubość. Te przy twarzy i z przodu, aż do czubka głowy to cieniutkie, słabe i przezroczyste niteczki, natomiast za uszami i nad karkiem - prawdziwe druty. Uznałam, że te pierwsze są większym wyzwaniem i... chyba faktycznie są ;)
Przedstawię pokrótce każdą serię, swoje oczekiwania i to, co dzieje się na włosach.
Zacznijmy od...
Nivea Hairmilk
Obietnice krążą wokół regeneracji bez obciążania i pielęgnacji pełnej protein mleka. Jak to zwykle bywa, INCI widzi sprawę nieco inaczej:
Aqua, Cetyl Alcohol, Myristyl Alcohol, Dimethicone,
Cetrimonium Chloride, Stearamidopropyl Dimethylamine, Lanolin Alcohol
(Eucerit®), Hydrolyzed Milk Protein, Panthenol, Guar
Hydroxypropyltrimonium Chloride, Coco-Betaine, Sodium Chloride, C12-15
Pareth-3, Cocamidopropyl Betaine, Lactic Acid, Phenoxyethanol, Limonene,
Linalool, Geraniol, Benzyl Alcohol, Citronellol, Alpha-Isomethyl
Ionone, Parfum.
emolienty
antystatyki i substancje kondycjonujące
substancje pomocnicze (modyfikują konsystencję, pH, zapach, konserwują)
proteiny
humektanty
inne substancje czynne
Mamy odżywkę ze sporą ilością emolientów, kondycjonerów oraz jednym rodzajem protein i panthenolem. Całość jak najbardziej zgodna z filozofią włosową Nivea ;) Włosy powinny być po niej miękkie i zdysyplinowane. I u mnie tak właśnie jest, ale nawet nie rozważm opcji, żeby używać tej serii co mycie.
Czemu?
Jeśli te kosmetyki są faktycznie dopasowane do cienkich włosów, to wersja do grubych musi dostać tytuł ,,Obciążenie roku 2017". Nie twierdzę, że odżywka jest zła: dałabym jej mocne 4, bo ładnie wygładza i dyscyplinuje, co przy zniszczonych lub wysokoporowatych włosach potrafi się przydać. Włosy są po niej bardzo gładziutkie i mięciutkie, prostują się i trudniej łapią kształt po np. koczku czy warkoczu. Dyskutowałabym może, czy ucieszą się z niej cienkie kosmyki, ale w sumie nie trzeba nakładać jej wysoko, a można wręcz na same końce. Ale szampon wywołuje taki facepalm, że dosłownie ręka przyrasta mi do twarzy! Jeśli nawet moje supersuche włosy po nim klapnęły, zmniejszyły objętość i przetłuściły się po jednym dniu, to każde inne tym bardziej...
Fructis Oil Repair 3 Butter
Fructis ze swoim hasłem: ,,mocniejsze, miękkie i lśniące włosy aż po same końce" zawsze trafiał prosto w sedno moich wysokoporowatych marzeń. I chociaż jeśli chodzi o estetykę opakowań, najchętniej trzymałabym je w piwnicy, poza zasięgiem wzroku, to niejedną butelkę Fructisa w życiu zużyłam i wychodzi na to, że niejedną zużyję ;) Trafia do mnie zapach, trafia do mnie łatwiejsze rozczesywanie, super dostępność i to, że lubi się z intensywnymi kolorami koloryzacji zmywalnej (niebieski ani róż nie blakną przy nim ani nie szarzeją). Szampon jest w porzadku, moim zdaniem niczym nie różni się od dowolnego Fructisa, jakiego używałam (bo wszystkie są bliźniaczo podobne).
Skład maski przedstawia się następująco:
Aqua/Water, Cetearyl
Alcohol, Behentrimonium Chloride, Cocos Nucifera Oil/Coconut Oil, Cetyl
Esters, CI 19140/Yellow 5, CI 15985/Yellow 6, Niacinamide, Saccharum
Officinarum Extract/Sugar Cane Extract, Macadamia Ternifolia Seed Oil,
Hydroxypropyltrimonium Lemon Protein, Phenoxyethanol, Tridecet-6,
Chlorhexidine Digluconate, Simmondsia Chinensis Seed Oil/ Jojoba Seed
Oil, Limonene, Camellia Sinensis Leaf Extract, Linalool, Beznyl Alcohol,
Beznyl Salicylate, Benzyl Cinnamate, Amodimethicone, Isopropyl Alcohol,
Pyrus Malus Fruit Rextract/Apple Fruit Extract, Pyridoxine HCI,
Geraniol BHT, Citric Acid, Cetrimonium Chloride, Butyrospermum Parkii
Butter/ Shea Butter, Citronellol, Citral, Citrus Limon Peel
Extract/Lemon Peel Extract, Coumarin, Prunus Amygdalus Dulcis Oil/Sweet
Almond Oil, Leuconostoc/Radish Root Ferment Filtrate, Hexyl Cinnamal,
Parfum/Fragrance (F.I.L. CI 191249/1)
emolienty
antystatyki i substancje kondycjonujące
substancje pomocnicze (modyfikują konsystencję, pH, zapach, konserwują)
proteiny
humektanty
inne substancje czynne
Klasyczna baza emulgująco-kondycjonująca plus dociążające oleje, niacynamid (witamina B3), który łagodzi przeboje ze skórą głowy i ekstrakt z trzciny cukrowej, pod którym to pojęciem mamy zapewne ukryty cukier (ma właściwości nawilżające). Możecie nie zgadzać się z tym, że Hydroxypropyltrimonium Lemon Protein to według mnie kondycjoner, ale zawsze będę uważała, że sercem tworów tego typu jest czwartorzędowy kation amoniowy, który uwielbia włosy i chętnie się do nich przyłącza. Możecie się też zastanawiać po co o tym piszę, ale poza nerdowskim zacięciem jest to pozytywna informacja dla osób, których włosy nie lubią się z proteinami.
Może i moje pierwsze wrażenie jest niezłe. Po paru użyciach jednak czuję się trochę jak atakowana kokosem. Dokładnie tak:
Nie rozumiem fenomenu oleju kokosowego w kosmetykach do suchych włosów. Kiedy używam zbyt czesto, jest puch. Tu jest ten sam problem, choć ogólnie nowy Fructis to całkiem fajna maska jak na koncernówkę. Nie obciąża, ale dociąża, wygładza (stosowany z przerwami), zmiękcza. Smuci natomiast , że u mnie nici ze wspomnianego połysku (ale nie z kokosem takie numery).
Botanicals Fresh Care, Bogate odzywienie, Balsam z krokoszem
Ooooo, ta seria mnie naprawdę zaciekawiła. Bardzo ładne etykiety (o ile Fructisy trzymałabym w piwnicy, o tyle dotychczasowo używane produkty L'Oreal bodaj w piwnicy sąsiada...), opakowania z tworzywa z recyklingu, obietnice pięknego zapachu... I jakie spektakularne rozczarowanie, chciałoby się rzec. To znaczy, rozczarowanie balsamem, bo szampon to typowe myjadło L'Oreal, całkiem niezłe.
Ale zacznijmy od początku. Spójrzmy na skład balsamu:
Aqua , Cetearyl Alcohol , Glycine Soja Oil / Soybean Oil ,
Behentrimonium Chloride , Cocos Nucifera Oil / Coconut Oil , Sodium
Hydroxide , Benzoic Acid , Pentaerythrityl Tetra-Di-T-Butyl
Hydroxyhydrocinnamate , Linalool , Linum Usitatissimum Seed Oil /
Linseed Seed Oil , Isopropyl Alcohol , Caprylyl Glycol , Carthamus
Tinctorius Seed Oil / Safflower Seed Oil , Hexyl Cinnamal , Glycerin
, Parfum / Fragrance . (F.I.L. C191416/1)
emolienty
antystatyki i substancje kondycjonujące
substancje pomocnicze (modyfikują konsystencję, pH, zapach, konserwują)
proteiny
humektanty
inne substancje czynne
Olej z krokosza nazwy dumnie szoruje tyły składu ;) Skład jest typowo emolientowy, no i w przeciwieństwie do Fructisa olej kokosowy, który średnio mi pasuje, jest troszkę niżej w składzie. Powinno być fajnie, powinno być dociążenie, włosy połyskujące, ujarzmione. Ech, nic bardziej mylnego: nie ma w nich życia, układają się tak sobie, połysku brak. Rozczesywanie jest prostsze, a włosy miększe, ale nic poza tym. W dodatku na dłuższą metę alkohol izopropylowy podsusza mi włosy. Gdyby tego było mało, sprawia, że szybciej blaknie mi niebieska farba na końcówkach.
Aha, jeszcze obiecany piękny zapach ;) Jak na L'Oreal nie jest źle, ale cudów się lepiej się nie spodziewać ;)
To kto wygrywa?
Według mnie najłatwiej wytypować przegranego ;) Szczerze powiedziawszy, Fructis i Nivea idą łeb w łeb. Fructis na pewno wygrywa, gdyby porównać też szampony, ale co do maski/odżywki, moje wiecznie suche, matowe i niedociążone włosy polubiły bardziej Nivea Hairmilk.
A jakie nowości u Was?
Etykiety
a dawniej bywało...
alkany
alkohol
bezpieczeństwo
ciało
ciekawostka
co zrobić z...
czas się przedstawić
czy domowe sposoby działają
depilacja
dlaczego
dlaczego...
do poczytania
farbowanie
hybrydy
kosmetyki a prawo
kosmetyki z innych krajów
kwasy
maseczka
mycie
mydło
ochrona przeciwsłoneczna
oleje
olejki eteryczne
parafina
paznokcie
peeling
powitanie
przepisy
recenzja
relaks
silikony
składniki
subiektywnie
suplementy
tańsze czy droższe
trądzik
trend
trick
twarz
usta
utlenianie
włosy
wybielanie
zapach
zęby
zioła
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ta seria z L'oreal mnie zainteresowała ale z proznych względów. Jak będą mieć coś z proteinami to może sie skusze. U mnie zawsze słabo idzie nadganianie z nowościami przez zapasy ;x
OdpowiedzUsuńHehe, kto nie ma zapasu niech pierwszy rzuci kamień ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam działanie niacynamidu na skórę ale w składzie Fructisa jest pare składników, przez które nie mogłabym nałożyć tej maski na skalp więc w sumie, po co mi? :(
OdpowiedzUsuńA co do kokosa, faktycznie gdziekolwiek zada się jakieś kosmetyczne pytanie to polecają kokosa. Kokos na prezydenta! :D
Nie rozumiem fenomenu kokosa - spisuje się może na ciało, ale ogólnie poza fajnym zapachem, ma wg. mnie same wady - generuje zmienną konsystecję w emulsjach, zapycha w kosmetykach do twarzy, no i puszy włosy.
UsuńAle nie demonizujmy go dlatego, że nam nie pasuje. Mnie kokos zapycha ale na włosach spisuje się rewelacyjnie, a u mojej mamy odwrotnie - świetnie działa na skórę twarzy za to do jej wysokoporowatych włosów się słabo nadaje ;)
UsuńNie mam zamiaru podpadać kokosowi (bo a nuż tym prezydentem zostanie ;), ale do migdała, słonecznika i masła shea uniwersalnością mu, myślę, daleeeeeeeko ;)
OdpowiedzUsuńOj tak, słonecznik jest mistrzem uniwersalności! Chociaż migdał i shea mnie zapychają więc ich nie zestawię razem :D
UsuńSłyszałam wiele dobrego na temat tej nowej serii L'Oreal. Fajnie, że idą małymi kroczkami w stronę natury :D
OdpowiedzUsuń