Do mojej ulubionej grupy należą oleje schnące: kocha je cera (a przynajmniej jej tłusta część), włosy i samopoczucie.
Skąd w zasadzie wzięła się nazwa ,,oleje schnące"?
Spieszę z wyjaśnieniem.
Myślę, że nazwa ,,oleje schnące" może być nieco myląca. Nie chodzi o coś takiego jak tzw. suchy olejek (dry oil). Różnicę wyczuje tu przede wszystkim cera. Dry oil to umowne określenie kosmetyku o konsystencji olejku, który aż tak wiele naturalnych olejków z definicji zawierać nie musi.
Olej schnący to po prostu olej zawierający kwasy tłuszczowe o nienasyconych wiązaniach między atomami węgla.
kwas linolowy [źródło Wikipedia]
Schnięcie to właściwie z punktu widzenia konsumenta wcierającego lub konsumującego sygnał, że olej się podpsuł lub zaczyna psuć. Objawia się w ten sposób, że zamiast tłustej plamy, olej pozostawia twardą, a w każdym razie stałą warstewkę, która wygląda, jakby zaschnął.
Dzięki obecności wiązań podwójnych, tłuszcz zbudowany z reszt kwasów nienasyconych zawiera fragmenty, które chętnie wchodzą w reakcje chemiczne. Najpierw cząsteczka tłuszczu/kwasu tłuszczowego zmienia się w rodnik, a następnie kilka takich cząsteczek reaguje tworząc związki o większej masie cząsteczkowej, które nie są już płynne*. Mamy więc do czynienia z grubsza z czymś takim, jak produkcja polimeru katalizowana przez światło. Najlepiej o oleju schnącym świadczy to, że najszybciej się psuje i butelka robi się lepka wokół korka i trudno ją umyć ;) Oczywiście nie ma co się obawiać, że coś podobnego zdarzy się na skórze - oleje schnące zdecydowanie ograniczają blokowanie porów skóry.
Do wspomnianej grupy należy np. olej lniany, z dzikiej róży, z konopi, maku orzechów włoskich czy kukurydzy.
Dla dociekliwych: przypuszcza się, że tworzenie najpierw następuje wolnorodnikowy atak na reaktywne allilowe atomy wodoru, wolnorodnikową reakcję polimeryzacji łańcuchowej, a następnie poprzeczne sieciowanie za pomocą mostków tlenowych, trochę podobne do sieciowania kauczuku siarką. Oczywiście, wszystko to jest wersją przybliżoną, bo nie do końca poznano przemiany, które tam zachodzą. [źródło: Morrison, Boyd, Chemia Organiczna 2, str. 280)
Mam olej lniany z Biedronki ale chyba juz nie bedzie dobry bo kupiony z pół roku temu.Stosuje czasem na włosy. Mam tez konopny ale użyłam chyba 2 razy na twarz i jakos sie przekonac nie moge. Wydaje mi się ze zapach może nie odpowiadać mojej 2,5 letniej córce która non stop się przytula ;)
OdpowiedzUsuńJa ten konopny nawet lubię :) Ale zapach faktycznie specyficzny ma, jak ziółka na przeczyszczenie ;) Za to len leci u nas litrami, mam nadzieję, że po wsze czasy będzie na niego moda i da się go kupić wszędzie.
OdpowiedzUsuń