piątek, 21 października 2016

Superplants - niezwykłe rośliny w świecie kosmetyków

Zainteresowanie superfoods przechodzi samo siebie. W zasadzie, kiedy tylko zajrzę na jakiegoś kulinarnego bloga, prędzej czy później znajdę próby ożenienia tego, co tłuste i smaczne z nasionami chia, komosą ryżową albo chociaż kaszą jaglaną. Komosę i kaszę trudno komukolwiek odradzać – nie sposób odmówić im korzystnego działania na organizm.
Postanowiłam jednak napisać o dwóch roślinach, które według mnie są takim odpowiednikiem superfoods w świecie kosmetyków – wyróżniają się zawartością niezwykłych składników, aktywnym działaniem dla dobra skóry i niemal każdemu mają szansę się przydać. W każdym razie, świetnie by było, gdyby były równie super-popularne.

Nagietek lekarski (Calendula officinalis)

Nagietkowe pole [Wikipedia]

Mhm, te niepozorne pomarańczowe kwiatuszki. Wprawdzie są zachwalane głównie przez starsze panie przyrządzajace maść z kwiatów nietrendy-staropolską metodą macerowania w smalcu, za to jakie mają działanie!
Gdybym miała pisać o ilości składników aktywnych, to nie zasnęli by bodaj tylko specjaliści z dziedziny farmakologii. Poprzestańmy zatem na tym, że zawartość polisacharydów tworzacych śluz, triterpenów i flawonoidów powoduje, że koszyczki (kwiatki) nagietka mają nieprzeciętne zdolności do stymulowania skóry. 
Nagietek wykazuje działanie błonotwórcze i leczy rany. Triterpeny i flawonoidy w nim zawarte wpływają na metabolizm glikoprotein w skórze. Stwierdzono, że krem z 5% zawartoscią wyciągu z kwiatów nagietka działa na włókna kolagenu, a w efekcie przyspiesza regenerację uszkodzonej tkanki. Tak, on w przeciwieństwie do różnych super-hiper kompleksów ,,wygładzających zmarszczki w jeden dzień", naprawdę stymuluje skórę do odnowy.
Gdyby tego był mało, roślina wykazuje też działanie przeciwzapalne i przyspiesza mikrounaczynianie. Dobrze adsorbuje się na błonach śluzowych, więc łagodzi ich podrażnienia, a do tego, dzięki zawartości naprawdę licznych przeciwutleniaczy, spowalnia procesy starzenia oksydacyjnego. Bukiet akurat tych kwiatów, nawet w postaci herbatki, powinien mieć w domu każdy – aktywność wykazuje już zwykły napar, a nie tylko technologicznie zaawansowane wyciągi z ekstrakcji nadkrytycznej czy tradycyjno-czasochłonne maceraty olejowe*.

*Macerat warto jednak przyrządzić – moja babcia i znajoma mamy smarowały sobie maścią z nagietka żylaki – nie sposób uwierzyć, jak goi, dopóki się tego nie zobaczy. Ja mam w planach użyć go do podkurczenia skóry na brzuchu i walki z pierwszymi zmarszczkami.
Niedawno też widziałam, że w sprzedaży pojawił się olejek nagietkowy i z pewnością po przejściu mojego jesiennego planu pielęgnacji cery, przetestuję go na własnej skórze.

,,Drzewko herbaciane”

Okazałe drzewo herbaciane [Wikipedia]

Olejek z liści tej rośliny, z herbatą mającej niewiele wspólnego (poza tym, ze można go zaparzyć), wykazuje działanie antybakteryjne, przeciwwirusowe i przeciwgrzybiczne. Jest napakowany rozmaitymi terpenami, z których część ma unikalną w świecie roślin, budowę.
Olejek to ogólnie kwintesencja antybakteryjności. W porządku, nie on jedyny ma właściwości antybakteryjne. Ale przyznacie, że nie każdy olejek wykazuje aktywność wobec 75% przebadanych szczepów bakteryjnych (!), a gdyby tego było mało, doskonale rozpuszcza się w wydzielinie gruczołów łojowych i łatwo penetruje zewnętrzne warstwy skóry? Brzmi jak idealny opis antybiotyku do miejscowego leczenia trądziku? Mnie przynajmniej wiele razy pomógł, a cera znosiła go znacznie lepiej od maści z antybiotykiem. Jest zresztą stosowany w leczeniu ran i rozmaitych schorzeń dermatologicznych (i nie tylko*), a także jako konserwant kosmetyków. 

*skuteczność zawdzięczają mu także płyny do płukania ust stosowane przy problemach z dziąsłami lub dobre tabletki na gardło

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz