piątek, 8 stycznia 2016

Parafina, wazelina, nafta – nie-zło czy raczej nie-konieczne?


Jak okiem sięgnąć, kosmetyki zawierające węglowodory nasycone nie cieszą się dobrą sławą. Nie dość, że otrzymuje się je w wyniku przeróbki ropy naftowej, to jeszcze wieść gminna przypisuje im blokowanie funkcji skóry, powodowanie chorób ogólnych z rakiem na czele i nasilanie problemów z alergią.
Ubolewania na powszechne stosowanie węglowodorów nasyconych w kosmetykach zatoczyły w sieci niejedno koło i pewnie jeszcze trochę potrwają. Na ile argumentacja w rodzaju tej powyżej jest wiarygodna?
Wiemy z pewnością, że węglowodór nasycony ma strukturę jak tu:

czyli zawiera wodór i węgiel połączone w mniej albo bardzie rozgałęziony łańcuch (ew. pierścień lub pierścień połączony z łańcuchem). Wszystkie wiązania są pojedyncze, a fakt, że różnice w elektroujemności obu pierwiastków nie wykazują dużych różnic i energia wiązania jest spora, czyni to z nich związki bardzo trwałe i nieskore do reakcji chemicznych w warunkach typowych dla naszego otoczenia.

Ta cecha jest bezpośrednią przyczyną zaistnienia węglowodorów w formułach kosmetyków: mówiąc najkrócej i najprościej – parafina czy wazelina łatwo się nie zepsują. O ile naturalny olej bogaty w związki nienasycone i pełne grup funkcyjnych, wymaga przechowywania z dala od źródeł ciepła, ochrony przed wilgocią i światłem, o tyle parafina z pewnością nie przereaguje w takich warunkach do drażniących aldehydów czy kwasów. Teoretycznie jest prosta alternatywa – kupujemy świeże produkty z olejem naturalnym, odpowiednio przechowujemy i zużywamy dość szybko. Pozostaje jednak druga strona medalu – jeśli nie korzystamy sami z czystego olejku, producent produktu, który go zawiera, pomyślał już prawdopodobnie za nas i do składu dorzucił konserwant. Dobrze być więc świadomym, że – z jednej strony – bez parafiny jest naturalniej, z drugiej – produkt oparty na parafinie nie musi być równie skwapliwie konserwowany. Warto wziąć to pod uwagę kując np. kolorówkę, której chcemy używać sporadycznie, ale przez dłuższy czas.

Przejdźmy do kolejnej rzeczy: węglowodory, w swojej budowie nie należą do podobnych składem do ludzkiego sebum. Nie są wchłaniane, a jedynie tworzą warstewkę utrudniającą odparowanie wody na powierzchni skóry (warstewka ta, jeśli występuje na dużej powierzchni ciała, może nawet utrudniać termoregulację). Silna hydrofobowość może być dużym atutem: załóżmy, że maść ze składnikiem aktywnym lub krem do opalania ma nie zmywać się łatwo wodą. Wyjątkowo hydrofobowe węglowodory nasycone się w tym wypadku sprawdzą. Wazelina i parafina z podobnych przyczyn wchodzą też w skład specyfików ochronnych przeznaczonych na mróz. Z powodu słabego wnikania, kosmetyki kolorowe z dodatkiem węglowodorów nasyconych będą raczej trzymać się powierzchni skóry niż ,,wchodzić” w naskórek, co moim zdaniem jest sporym atutem, bo idąc tym tropem, przez dłuższy czas nie zmienią na twarzy konsystencji i przyczepności.
Od kosmetyków pielęgnacyjnych zwykle wymaga się jednak ,,czegoś więcej”. Pomysł zastosowania węglowodorów w kremach do twarzy wydaje się raczej dyskusyjny (chyba, że jest to krem przygotowywany na receptę, w którym największą rolę odgrywa składnik aktywny, a pozostałe składniki mają po prostu być możliwie ,,przezroczyste” - bierne i mało kłopotliwe). Węglowodory nie mają żadnych cech odżywczych, więc poza zatrzymaniem wody w naskórku, nie zrobią dla cery nic więcej. Gdybym jednak widziała produkt pielęgnacyjny, który w swoim ogólnie ciekawym składzie ma parafinę troszkę dalej, i tak rozważyłabym kupno.

Wiem, że są alergicy, którzy nie znoszą balsamów i kremów opartych na parafinie i tacy, którzy ją kochają. Warto jednak wiedzieć, że parafina sama w sobie, uczula niezmiernie rzadko i obok silikonów, jest emolientem dość przyjaznym alergikom. Niekoniecznie sprawdza się zawsze i przy wszystkich zmianach skórnych, jednak jeśli nie ma się złych doświadczeń na własnej skórze, nie warto wpadać w przerażenie, że produkt do lub po kąpieli zawiera parafiny. Mam alergię na pyłki roślin i moja skóra latem bywa swędząca i zaczerwieniona po dłuższym spacerze po lesie. Łyżka parafiny do kąpieli zwykle radzi sobie z załagodzeniem tych objawów i nigdy nie miałam z jej powodu dodatkowych nieprzyjemności.

Co do szkodliwości parafiny – węglowodory nasycone o wyższej masie cząsteczkowej (czyli stała wazelina i płynny olej parafinowy) nie są szkodliwe dla organizmu. Proces rozdzielania węglowodorów nasyconych od domieszek węglowodorów aromatycznych jest od wielu lat znany i opanowany technologicznie - owych szkodliwych związków w kosmetykach z pewnego źródła po prostu nie znajdziemy.


Do opracowania posłużyła mi książka ,,Zarys kosmetyki lekarskiej" Anny Koźmińskiej-Kubarskiej. (Wyd. 2 zm. i uzup. - Warszawa : Państwowy Zakład Wydawnictw Lekarskich, 1984)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz