Jak okiem sięgnąć, kosmetyki
zawierające węglowodory nasycone nie cieszą się dobrą sławą.
Nie dość, że otrzymuje się je w wyniku przeróbki ropy naftowej,
to jeszcze wieść gminna przypisuje im blokowanie funkcji skóry,
powodowanie chorób ogólnych z rakiem na czele i nasilanie problemów
z alergią.
Ubolewania na powszechne stosowanie
węglowodorów nasyconych w kosmetykach zatoczyły w sieci niejedno
koło i pewnie jeszcze trochę potrwają. Na ile argumentacja w
rodzaju tej powyżej jest wiarygodna?
Wiemy z pewnością, że węglowodór
nasycony ma strukturę jak tu:
czyli zawiera wodór i węgiel
połączone w mniej albo bardzie rozgałęziony łańcuch (ew.
pierścień lub pierścień połączony z łańcuchem). Wszystkie
wiązania są pojedyncze, a fakt, że różnice w elektroujemności
obu pierwiastków nie wykazują dużych różnic i energia wiązania
jest spora, czyni to z nich związki bardzo trwałe i nieskore do
reakcji chemicznych w warunkach typowych dla naszego otoczenia.
Ta cecha jest bezpośrednią przyczyną
zaistnienia węglowodorów w formułach kosmetyków: mówiąc
najkrócej i najprościej – parafina czy wazelina łatwo się nie
zepsują. O ile naturalny olej bogaty w związki nienasycone i pełne grup funkcyjnych,
wymaga przechowywania z dala od źródeł ciepła, ochrony przed
wilgocią i światłem, o tyle parafina z pewnością nie przereaguje
w takich warunkach do drażniących aldehydów czy kwasów.
Teoretycznie jest prosta alternatywa – kupujemy świeże produkty z
olejem naturalnym, odpowiednio przechowujemy i zużywamy dość
szybko. Pozostaje jednak druga strona medalu – jeśli nie
korzystamy sami z czystego olejku, producent produktu, który go
zawiera, pomyślał już prawdopodobnie za nas i do składu dorzucił
konserwant. Dobrze być więc świadomym, że – z jednej strony –
bez parafiny jest naturalniej, z drugiej – produkt oparty na
parafinie nie musi być równie skwapliwie konserwowany. Warto wziąć
to pod uwagę kując np. kolorówkę, której chcemy używać
sporadycznie, ale przez dłuższy czas.
Przejdźmy do kolejnej rzeczy:
węglowodory, w swojej budowie nie należą do podobnych składem do
ludzkiego sebum. Nie są wchłaniane, a jedynie tworzą warstewkę
utrudniającą odparowanie wody na powierzchni skóry (warstewka ta,
jeśli występuje na dużej powierzchni ciała, może nawet utrudniać
termoregulację). Silna hydrofobowość może być dużym atutem:
załóżmy, że maść ze składnikiem aktywnym lub krem do opalania
ma nie zmywać się łatwo wodą. Wyjątkowo hydrofobowe węglowodory
nasycone się w tym wypadku sprawdzą. Wazelina i parafina z
podobnych przyczyn wchodzą też w skład specyfików ochronnych
przeznaczonych na mróz. Z powodu słabego wnikania, kosmetyki
kolorowe z dodatkiem węglowodorów nasyconych będą raczej trzymać
się powierzchni skóry niż ,,wchodzić” w naskórek, co moim
zdaniem jest sporym atutem, bo idąc tym tropem, przez dłuższy czas
nie zmienią na twarzy konsystencji i przyczepności.
Od kosmetyków pielęgnacyjnych zwykle
wymaga się jednak ,,czegoś więcej”. Pomysł zastosowania
węglowodorów w kremach do twarzy wydaje się raczej dyskusyjny
(chyba, że jest to krem przygotowywany na receptę, w którym
największą rolę odgrywa składnik aktywny, a pozostałe składniki
mają po prostu być możliwie ,,przezroczyste” - bierne i mało
kłopotliwe). Węglowodory nie mają żadnych cech odżywczych, więc
poza zatrzymaniem wody w naskórku, nie zrobią dla cery nic więcej.
Gdybym jednak widziała produkt pielęgnacyjny, który w swoim
ogólnie ciekawym składzie ma parafinę troszkę dalej, i tak
rozważyłabym kupno.
Wiem, że są alergicy, którzy nie
znoszą balsamów i kremów opartych na parafinie i tacy, którzy ją
kochają. Warto jednak wiedzieć, że parafina sama w sobie, uczula
niezmiernie rzadko i obok silikonów, jest emolientem dość
przyjaznym alergikom. Niekoniecznie sprawdza się zawsze i przy
wszystkich zmianach skórnych, jednak jeśli nie ma się złych
doświadczeń na własnej skórze, nie warto wpadać w przerażenie,
że produkt do lub po kąpieli zawiera parafiny. Mam alergię na
pyłki roślin i moja skóra latem bywa swędząca i zaczerwieniona
po dłuższym spacerze po lesie. Łyżka parafiny do kąpieli zwykle
radzi sobie z załagodzeniem tych objawów i nigdy nie miałam z jej
powodu dodatkowych nieprzyjemności.
Co do szkodliwości parafiny –
węglowodory nasycone o wyższej masie cząsteczkowej (czyli stała
wazelina i płynny olej parafinowy) nie są szkodliwe dla organizmu.
Proces rozdzielania węglowodorów nasyconych od domieszek
węglowodorów aromatycznych jest od wielu lat znany i opanowany
technologicznie - owych szkodliwych związków w kosmetykach z
pewnego źródła po prostu nie znajdziemy.
Do opracowania posłużyła mi książka
,,Zarys kosmetyki lekarskiej" Anny Koźmińskiej-Kubarskiej.
(Wyd. 2 zm. i uzup. - Warszawa : Państwowy Zakład Wydawnictw
Lekarskich, 1984)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz