Postanowiłam
napisać kilka słów odżywce, o której opinie są raczej skrajne,
i jest ich w sieci stosunkowo niewiele. Spędziłyśmy razem trochę
czasu (pojemność 1l), znamy się więc nader dobrze. Znacznie
większą popularnością cieszy się maska Macadamia Natural Oil,
ale gdyby ktoś zastanawiał się nad kupnem tej odżywki, mam
nadzieję, że recenzja pomoże mu stwierdzić, na ile produkt może
sprawdzić się na włosach i ułatwi podjęcie decyzji.
Skład
przedstawia się następująco:
Water
(Aqua), Cetearyl Alcohol, Cyclopentasiloxane, Behentrimonium
Methosulfate, Cetyl Alcohol, Stearyl Alcohol, Cetrimonium Chloride,
Amodimethicone, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Panthenol,
Wheat Amino Acids, Macadamia Integrifolia Seed Oil, Hydrolysed Silk,
Hydrolysed Barley Protein, Hydrolysed Soy Protein, Glycerin,
Glycereth-26, Aminomethyl Propanol, Argania Spinosa Kernel Oil,
Dimethiconol, C11-15 Pareth-7, Ethylhexyl Methoxycinnamate,
Hydrolyzed Wheat Protein, Laureth-9, Hydroxyethylcellulose,
Polyquaterinium-69, Trideceth-12, Methylisothiazolinone,
Phenoxyethanol, Fragrance (parfum), Linalool
Oprócz
standardowych emulgatorów (cetyl i stearyl alcohol) oraz
kondycjonerów (behentrimonium methosulfate i cetrimonium chloride) w
składzie bardzo wysoko znajduje się odparowujący z włosów
siloksan, znany głównie z nakładanych po myciu serów do włosów
(cyclopentasiloxane). To nadaje odżywce nietypową konsystencję –
niby rzadka, ale jednak nie spływa z włosów. W składzie mamy
także drugi i trzeci silikon, oraz bardziej ,,konkretne” odżywcze
składniki – panthenol, aminokwasy i hydrolizowane proteiny
roślinne, hydrolizaty jedwabiu oraz olejki macadamia i arganowy. Ich
ilość w składzie jest dla mnie dość trudna do wyczucia (choćby
z racji tego, że trend, który widzę u amerykańskich producentów
to mieszanie bardzo wielu składników, a składy odżywek
europejskich są przy nich nie dość, że krótsze, to łatwiejsze
do rozgryzienia ilościowego ze względu na regulacje prawne
dotyczące antystatyków i konserwantów – powinnam chyba napisać
o tym oddzielnego posta ;). W każdym razie bez dwóch zdań włosy
odczują szybko obecność protein. Wbrew otoczce reklamowej, która
wprowadzałaby konsumenta w przeświadczenie, że kupuje produkt
pełen olejków (nazwa firmy + informacja na etykiecie) lub
nawilżający (wszak nazwa odzywki to Moisturizing Rinse), jest to
zdecydowanie odżywka silikonowo-proteinowa.
O
silikonach wiele pisać nie trzeba – odżywki warto nakładać
malutko i poniżej ucha, bo oprócz tego, że włosy nabłyszczą,
ochronią przed zniszczeniami i wizualnie podprostują, to przy
okazji zjedzą też trochę objętości.
Największym
mankamentem jest dla mnie niezbilansowanie działania protein
humektantami. Moje włosy proteiny lubią, i to bardzo, ale nawet na
nich po użyciu tej odżywki, poza blaskiem i przyjemnym wrażeniem
sypkości, wyczuwalna jest też sztywność i wysuszenie. Tymczasem
po dodaniu do porcji kilku kropli gliceryny lub kropli kwasu
hialuronowego efekt jest piorunujący, a włosy wyglądają i
zachowują się jak po solidnym SPA. Producencie, jeśli to czytasz,
to po prostu dodaj gliceryny ;)
Warto,
bo razem z czymkolwiek nawilżającym (próbowałam z gliceryną,
miodem, żelem z siemienia i sokiem z aloesu) włosy są łatwe do
rozczesania, błyszczące, i mniej podatne na plątanie i
rozdwajanie– czyli takie, jakich nie stworzyła ich natura ;)
Układa się je łatwo, a proste rozpuszczone wyglądają dobrze bez
dodatkowych starań. Mam jednak wrażenie, że używane jej co mycie
bez przerwy i tak by włosy przeproteinowało i oblepiło silikonami
(a bez drobnej ingerencji w skład także wysuszyło).
Na
dłuższą metę, na przemian z innymi produktami sprawdza się
świetnie i przynajmniej mi pomaga ,,zrobić” wyjściowe włosy,
kiedy mam mało czasu i rzadziej ciąć zniszczone końce.
Cena
odżywki jest zaporowa i pewnie bym nie spróbowała, gdybym nie
dostała w prezencie.
Wydajność
również określiłabym jako powalającą i sugerowała kupno i
testy na najmniejszej objętości. Samo działanie, przynajmniej
mnie, nie zwala z nóg, ale zadowala.
Doceniam
delikatny, nieinwazyjny zapach, nie doceniam natomiast koszmarnej
butelki ze szkaradną termokurczliwą osłonką, za którą stale
wlewa się woda i która ładnie wygląda pewnie tylko w internetach
;) Na pociechę jednak dodam, że przynajmniej pompka to dobry pomysł
w przypadku tej konsystencji i do końca opakowania dotarła bez
szwanku.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń