Rok 2015 był pod względem poszukiwań kosmetyków idealnych i prawie idealnych, bardzo owocny. Nieczęsto zdarza mi się porzucać stare przyzwyczajenia i wymieniać produkty, do których się przywiązałam, na inne, tym razem jednak kilku starych ulubieńców musiało ustąpić miejsca przegenialnym następcom.
Rossmann,Wellness & Beauty,
Olejek do kąpieli
Dobry wcale nie dlatego, że tani, choć
tani jest faktycznie (7,5 zł za 150 ml). Używam go nie tylko do
kąpieli, ale także sporadycznie do OCM, dodaję do mydła i olejuję
włosy. W składzie przeważa olej z krokosza barwierskiego i
słonecznika. Olej krokoszowy to jeden z lepszych dla moich włosów.
Są po nim znacznie miększe i bardziej zdyscyplinowane (proste i
dociążone). Demakijaż olejkiem polecam, o ile oczywiście lubicie
OCM. Pory są zwężone, makijaż skutecznie usunięty, a suche
partie mieszanej cery nie buntują się tak, jak przy klasycznym
oczyszczaniu.
W kąpieli sprawdza się również
nieźle (pozostawia pielęgnującą warstewkę), ale nie jest moim
ulubieńcem. Wiele osób chwali jego zapach (zarówno waniliowej, jak
i lawendowej wersji), ja jednak lawendę lubię z czymś wymieszać,
a wanilię wolę w bardziej charakternym, a mniej budyniowym wydaniu.
Skład: Carthamus TinktoriusSeed Oil,
Helianthus Annus Seed Oil, Olea Europea Fruit Oil, Plysorbate 20,
Lavandula Angustifolia Herb Oil, Parfum, Tocopherol, Tocopheryl
Acetate, Lycopin, CI 60725
Nacomi, Masło shea
Kupione przypadkiem, w rekordowej cenie
(7 zł) w Dayli. Masło shea oczywiście w każdym wydaniu działa po
prostu świetnie i kocham je wielką miłością, ale to ma dodatkową
zaletę - jest drobno zmielone i dobrze wymieszane, dzięki czemu
łatwo nabrać taką ilość, jaką się zamierza (moja mała córcia
naciera się nim po kąpieli, więc konsystencja faktycznie
obsługiwalna dla każdego ;) Szczególnie zimą polecam je każdej
osobie pracującej w rękawiczkach lub z chemikaliami – koi ręce
spierzchnięte, popękane i z objawami uczulenia kontaktowego. Obok
lanoliny to mój ulubiony krem do rąk oraz pomadka ochronna. I
niezbędnik na podrażnioną lub swędzącą skórę w sezonie
grzewczym – kiedy nałożę go po prysznicu czy kąpieli, czuję,
że jest na skórze i działa przez cały dzień.
Na włosy i twarz nakładam
sporadycznie, ale włosy mojej mamy wyglądają po nim świetnie.
Skład: Shea Butter
Sukin, Odżywka Nourishing
Conditioner
Odżywka napakowana konkretami (sok z
aloesu, gliceryna, oleje: sezamowy, jojoba, z pszenicy, awokado i
dzikiej róży, wyciągi ze skrzypu, pokrzywy i łopianu, a do tego
proteiny roślinne). Skład olejów podobał mi się wybitnie, ale
długo zwlekałam z przetestowaniem ze względu na nawilżacze.
Dostrzegam prawidłowość, że zawsze ciężko jest mi dobrać dla
siebie odżywkę z większą zawartością humektantów, po której
włosy wyglądałyby dobrze. Chciałabym spodziewać się mięsistości
i sprężystości, niestety, najczęściej widzę je tylko kilka
godzin po myciu, po czym następuje puch i sztywność (takie uroki
wysokoporowatych włosów, myślę). Tymczasem sok z aloesu (bardzo
wysoko w INCI) i gliceryna są tu tak ładnie zrównoważone
olejkami, które lubią moje włosy i proteinami, że o żadnym puchu
nie ma mowy! Włosy po użyciu tej odżywki są bajeczne: gładkie,
miękkie, nawilżone i sprężyste. Połysk (który nieczęsto u
siebie widzę) powala, a do tego nie zauważam żadnych strat w
objętości. Mogłabym jej wypominać drobne mankamenty – średnią
wydajność i zbyt intensywny (choć naturalny) zapach, ale zalety są
przy nich powalające. Polecam rozejrzeć się w najbliższym TK
Maxx.
Skład: Aqua, Aloe Barbadensis
Leaf Juice, Cetyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Sesamum Indicum
(Sesame) Seed Oil, Glycerin, Hydrolyzed WheatProtein, Triticum
Vulgare (Wheat) Germ Oil, Persea Gratissima (Avocado) Oil, Simmondsia
Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Rosa Canina Fruit Oil (Rose Hip),
Tocopherol (Vitamin E), Urtica Dioica (Nettle) Extract, Arctium Lappa
(Burdock) Extract, Equisetum Arvense (Horsetail) Extract,
Phenoxyethanol, Benzyl Alcohol, Citrus Tangerina (Tangerine) Peel
Oil, Citrus Nobilis (Mandarin Orange) Peel Oil Lavandula Angustifolia
(Lavender) Oil, Vanillin,Vanilla Planifolia Extract, Citrus
Paradisi (Grapefruit) Seed Extract, Linalool Limonene.
FranWilson, MoodMatcher – pomadka
w kredce
Pomadka, która zmienia na ustach kolor
z zielonego na czerwony/różowy. Czegoś takiego nie mogłam
przepuścić ;) Producent obiecuje, że pomadka pielęgnuje, kolor
dopasowuje się do nastroju, i jeszcze trzyma 12 godzin, co brzmi
razem jak silny poryw fantazji. I o ile fenomen utleniającego się
na ustach związku mnie specjalnie nie zdziwił, to fakt, że
faktycznie trzyma się kilka godzin jest nie do przeoczenia dla
każdej osoby, która lubi intensywny kolor na ustach, natomiast nie
lubi ciągłych poprawek i przesuszenia przez mocno napigmentowane
szminki. Wprawdzie MoodMatcher nie nawilża (tu, uważam, producenta
faktycznie poniosło przy opisie), ale też nie wysusza. 15 minut po
aplikacji robi się niewyczuwalny na ustach i spokojnie można
nałożyć na niego pomadkę ochronną, a z kolorem nic się nie
stanie. Buziaki, jedzenie, picie i mówienie go nie ruszają. Czy
odcień pasuje do nastroju? Nie stwierdziłam, ale czuję w nim się
dobrze, bo odcień ma zimny i na pewno pasuje do mojego typu urody.
Składu nie podam, bo w sieci nie mogę
znaleźć, a kartonik poszedł do kosza daaaaawno temu ;)
Olej z pestek dzikiej róży (tu:
Rosehip Plus)
Najlepszy przyjaciel mojej twarzy. Mam
mieszaną cerę i ogółem nie przepadam za tym, ile czasu muszę
poświęcać jej pielęgnacji, kiedy staram się używać osobnych
kosmetyków do suchych i tłustych jej partii. Za to jeszcze bardziej
nie lubię tego, co czuję i widzę w lustrze, kiedy używam jednego
do całej twarzy. Z małym wyjątkiem: stosuję dwie krople tego
olejku codziennie zamiast kremu i muszę przyznać, że działanie
jest cudowne: łagodzi suche policzki, pomaga w gojeniu się drobnym
wypryskom, pory w strefie T są zwężone, a w dodatku wchłania się
szybko do matu. Systematyczne stosowanie zmniejszyło u mnie
widoczność zmarszczek mimicznych pod oczami. Jak na razie zużyłam
dwa opakowania tego firmy Rosehip Plus, ale myślę, że pewnie
większość olejków z pestek róży tłoczonych na zimno będzie
działać podobnie. Dopóki moja cera nie zmieni nagle swoich
potrzeb, z pewnością pozostanie stałym elementem mojej codziennej
pielęgnacji.
Hej.
OdpowiedzUsuńDawno nie nie pisałam ale zaglądam systematycznie ;)
Kupiłam polecane przez Ciebie maslo shea ale włożyłam do lodówki i tak sobie czeka na chwilę kiedy sobie o nim przypomnę;) zdziwiło mnie ze jest rafinowane, myślałam ze wszystkie oleje naturalne są nierafinowane.
Szukałam w Rossmannie olejku do kąpieli ale nie widziałam wersji która ty masz, możliwe że wycofali?
Chciałabym stosować głównie na włosy.
Kupiłam w Biedronce olej lniany który polecałas, wydaje mi się ze mi służy chociaż użyłam go dopiero z 4 razy.spróbowałam też olejowa na mokro jako serum olejowe ale chyba się to nie sprawdzi, muszę spróbować jeszcze raz bo może odżywka która dodałam mi nie służy czyli kolos aloesowy. Moje włosy chyba bardziej lubią bananowy który ostatnio ciągle nakładam na włosy po myciu. Moja wiedza na temat która odzywka jest humektantowa a która proteinowa czy emolientowa nadal kuleje. Do takiego serum wg anten trzeba dodać humektantowa.
Czy do oleju z dzikiej róży cos dodajesz np. Kwas hialuronowy, czy solo nakladasz na twarz.
Chcę zrobić zakupy w sklepie z polproduktami i robię listę co się przyda ;)
Sie rozpisalam ;)
Miłego dnia :)
Wzajemnie, niech dzień będzie miły! :)
UsuńMasło shea dostępne na rynku jest właśnie w większości rafinowane i nie ma co się tego bać. Rafinacja, czyli oczyszczenie oleju pozbawia go większości łatwo psujących się składników, ale struktura kwasów tłuszczowych pozostaje ta sama. Jedynie niektóre oleje bogate w przeciutleniacze i substancje niebędące tłuszczami (np. z dzikiej róży), zdecydowanie lepiej działają na cerę w wersji nierafinowanej (chociaż powinno się je wówczas chornić przed ciepłem i światłem). W każdym razie wersje rafinowane zdecydowanie wolniej się psują, mają też miej intensywny smak i zapach.
Co do serum, zdecydowanie popieram Anwen - u mnie też najfajniej sprawiają się odżywki ze sporą zawartością humektantów. Z tańszych gotowych może to być np maska Seri dostępna w Hebe, albo Cien Volume&Style (ale tylko wersja Volume& Style ;) z Lidla. Ogółem odzywki humektantowe poznasz po glicerynie (Glycerin), pantenolu (Panthenol), miodzie (Mel albo Honey) lub sokach roślinnych (np. Aloe Barbadensis Leaf Juice, VittisVinnifera Juice). Ewentualnie można zamienić w humektantową odżywkę każdego Kallosa - dodając gliceryny, żelu lnianego lub miodu.
Olejek różany czasem nakładam solo, a czasem z kwasem.Ale chyba bardziej pasuje mi jednak bez (chociaż to na 200% zależy od skóry, moja mama nie wyobraża sobie bez kwasu).
Ach, też muszę uzupełnić półprodukty :)
Telefon pozmienial mi słowa. Nie kolos a Kallos i nie anten a anwen ;)
OdpowiedzUsuń