piątek, 20 lipca 2018

Czy droższe kosmetyki są lepsze? Porównajmy produkty do twarzy

Dzisiaj czas na produkty do twarzy. Tutaj zestawienie wydaje mi się troszkę trudniejsze niż w przypadku włosów. Porównanie działanie kosmetyków tego typu bywa czasem niemożliwe, bo na cerę ma wpływ bardzo wiele czynników, niekoniecznie odtwarzalnych (styl życia, powietrze, woda, pora roku, dieta itp.) Każda z nas doświadczyła kiedyś wysypu w czasie stresu czy okresu (jedno z drugim w zasadzie lubi chadzać w parze...), poprawy albo pogorszenia wyglądu skóry na wyjeździe, tudzież zbawiennego wpływu sałatek z sezonowych warzyw. Pomijając wszystkie te rzeczy, warto też zauważyć, że skóra lubi być buntownicza: łatwiej w jej przypadku o wszystkie niepożądane reakcje (jak np. podrażnienie, uczulenie, zapychanie), tym bardziej, że kosmetyków do pielęgnacji w większości przypadków się nie spłukuje. Do tego wszystkiego trzeba jeszcze przyznać, że docelowe zalety stosowania kosmetyku widać stopniowo, o wiele wolniej niż w przypadku włosów (naprawdę ciężko o spektakularne zmiany wyglądu cery w ciągu kilku dni). 

Moja cera, oczekiwania i testowane produkty

Najbardziej oczywistym kosmetykiem do twarzy wydawałby się krem, ale od ok. pół roku używam kremów już tylko sporadycznie, czego nie mam na razie zamiaru zmieniać ;) Wcześniej także nie stosowałam ich regularnie, ale od czasu do czasu z pewną nadzieją próbowałam czegoś nowego. Niestety, emulgatory i źle dobrane oleje nie służą mojej cerze (szczególnie szybko zapychającej się strefie T), więc na dobre przerzuciłam się na olej różany. Jest idealny! Najczęściej używam serum dwufazowego własnego wyrobu, ale lubię też wszelkie nawilżające mgiełki (a na nie dwie-trzy krople oleju). 

I właśnie mgiełki nawilżające chciałabym dziś porównać. 




Produkt droższy: Lierac Hydragenist, Ultranawilżająca mgiełka na dzień dobry

Cena: ok. 100zł/100ml

Skład: Aqua/Water/Eau, Glycerin, Rosa Damascena Flower Water, Propylene Glycol, Acrylates/Beheneth-25 Methacrylate Copolymer, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Urea, Tromethamine, Pentylene Glycol, Hydrolyzed Sweet Almond Protein, Glycerine, Tetrasodium Edta, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Sodium PCA, Magnesium Aspartate, Zinc Gluconate, Panthenol, Pyridoxine HCI, Sodium Laureth Sulfate, Sodium Lactate, Sodium Hyaluronate, Citric Acid, Tocopherol, Vernonia Appendiculata Leaf Extract, Copper Gluconate, Rhodiola Rosea Root Extract, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Juice, Phenoxyethanol, Chlorphenesin, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Parfum/Fragrance.

Skład trochę przydługi, ale substancje czynne są i jest ich sporo. Wysoko nawilżająca gliceryna (i glikole), woda różana, mocznik, panthenol, sól kwasu hialuronowego, glukonian cynku, miedzi, proteiny, ekstrakty... Martwiły mnie dwie rzeczy - hydrożel akrylanowy, którego na twarz zwykle unikam i SLES. Ostatecznie uznałam, że SLESu jest na pewno niewiele, a ten hydrożel polimerowy... no cóż, sprawdzę. Profilaktycznie wzięłam mniejsze opakowanie i... bardzo słusznie ;)


Opis producenta: Dotleniająca mgiełka nawilżająca o właściwościach pielęgnacyjnych. Zaraz po przebudzeniu likwiduje senne zagniecenia, oznaki zmęczenia i niedotlenienia na skórze twarzy. Otula skórę delikatnym kobiecym zapachem róży, gardenii i jaśminu. Lierac, prekursor kosmetyków hybrydowych, stworzyły unikalne połączenie tego co najlepsze w nauce i naturze, opracowując kompleks HYDRA O₂, odtwarzający korzyści zabiegu infuzji tlenowej. Kompleks HYDRA O₂ (biomimetyczny tlen, kwas hialuronowy, liście Ambiaty, koncentrat witamin i minerałów) przywraca nawilżenie i wygładza skórę. Polimer wiskoelastyczny z pamięcią kształtu daje natychmiastowy efekt "żelazka". Flawonoidy pochodzące z róży działają wygładzająco. Ekstrakt z różańca chroni przed wolnymi rodnikami. Lekko żelowa konsystencja zapewnia uczucie wyjątkowej świeżości. Skóra nabiera gładkości, odzyskuje naturalny koloryt, a oznaki zmęczenia natychmiast znikają.

Drobna dygresja: Ależ ten marketingowiec ma wenę! Bardziej kreatywnego określenia na podłoże polimerowe kosmetyku w życiu nie widziałam! Człowiek dokonał wielkiej rzeczy, bo nazwał dumnie coś w rodzaju żelu do włosów ;) ,,Polimer wiskoelastyczny z pamięcią kształtu dający natychmiastowy efekt żelazka"  w wolnym tłumaczeniu na polski, oznacza to, że w momencie nakładania coś jest lepkie, po chwili zastyga i już lepkie nie jest, a do tego zostawia cienką, gładką warstewkę, która tymczasowo trochę szpachluje zmarszczki, przyjmuje kształt buźki i wygina się razem z nią. Gdybyście sami chcieli wykonać w domu polimer wiskoelastyczny z pamięcią kształtu, polecam ugotować kisiel ziemniaczany lub żel lniany. Bonus: nałożony na skórę także daje efekt żelazka! I jeszcze oba są polimerami naturalnego pochodzenia ;) Przepraszam, po prostu nie mogłam się powstrzymać ;) 

Ocena: Co tu dużo mówić - nawilża dobrze. Razem z olejem jest nie do pokonania! Komfort skóry zachowany przez długie godziny, żadnego ściągnięcia, makijaż nakłada się tak łatwo, jak potrawy maminego autorstwa na talerz (gdyby ktoś miał wątpliwości, w przypadku mojej mamy robi się to szybko i nawet w dużej ilości zawsze ze stuprocentowym zadowoleniem ;). Wszystkie deklaracje o dotlenieniu od razu posłałam między bajki, no, ale trzeba przyznać, że skóra wyglądała po jej nałożeniu gładko i ładnie. Do czasu. A dokładniej przez tydzień.
Niestety, co tu kryć, mgiełka cholernie zapycha. Zapycha okropnie. Potrafi w kilka dni zamienić całkiem ładną strefę T w taką z rozszerzonymi porami i ciemnymi kropkami na nosie. Dałam jej trochę przerwy, stosowałam na policzki, próbowałam ze strefa T drugi raz i... to samo. Niby wiem, że hydrożele polimerowe stosuje się we wszystkich ,,lekkich i nietłustych" kremach do cery tłustej, mieszanej i trądzikowej... i co z tego, skoro nawet kiedy jest ich tak mało, żeby trochę zagęścić mgiełkę, nadal zapychają... Niestety, korzystać z uroków tej mgiełki może głównie cera, która zupełnie nie ma tendencji do blokowania się porów.

Kwestie techniczne: Myślałam, że mgiełka będzie pachnieć wodą różaną (w końcu jest wysoko w składzie), ale jednak nie. Myślę, że tutaj idealnie wpasuje się określenie ,,pachnie, jak drogi kosmetyk", a przynajmniej jak kosmetyk marki selektywnej. Nie będę narzekać na wydajność, bo ta jest genialna (30 ml spokojnie starczyłoby mi na całą twarz na jakieś 2 miesiące). Konsystencja też w porządku: bardzo łatwa do rozprowadzania. Nieco słabiej wypada atomizer, który chlapie większymi kroplami, na tyle, że nazwa ,,mgiełka" jakoś nie do końca tu pasuje ;) 

Produkt tańszy: MIYA, MyBeautyEssence, Flower BeautyPower, Aktywna esencja w lekkiej mgiełce

Cena: ok. 30zł/100ml

Skład:  Aqua (Water), Rosa Damascena Flower Water, Panthenol, Sodium Hyaluronate,
     Hyaluronic Acid, Glycerin, Hibiscus Sabdariffa Flower Extract, Paeonia Officinalis Flower Extract, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Aqua (Hot Spring Water), Niacinamide, Polyglyceryl-4 Laurate/Sebacate*, Polyglyceryl-6 Caprylate/Caprate*, Potassium Sorbate, Sodium benzoate, Sodium Phytate, Alcohol Parfum (Fragrance), Citronellol, Geraniol.

    Skład wskazywałby, że będzie nawilżać i łagodzić. Z ciekawych rzeczy jest woda różana, panthenol, hialuronian sodu i kwas hialuronowy, sok z aloesu, niacynamid... Zapowiada się bardzo przyzwoicie.

    Opis producenta: Mgiełka myBEAUTYessence Flower Beauty Power to pełny dobrej energii, dobroczynnych i w 97% naturalnych substancji, aktywny kompleks cennych wód i ekstraktów kwiatowych wzbogacony w wodę termalną, kwas hialuronowy i witaminy, które skutecznie wnikają w głąb skóry oraz wzmacniają działanie pielęgnacyjne kolejnych kosmetyków. Flower Beauty Power tworzy lekką, wodną esencję, by przywracać skórze prawidłowy poziom nawilżenia i pomóc je utrzymać. Esencja szybko się wchłania, dostarczając wartościowych składników, dzięki czemu odżywia, rozświetla i upiększa. Opóźnia procesy starzenia się skóry. Pozostawia cerę piękną i pełną blasku. Ekstrakty z peonii i hibiskusa nawilżają, odżywiają i wygładzają skórę. Hydrolat z róży rozświetla i tonizuje. Woda termalna dostarcza mikroelementów i minerałów. Kwas hialuronowy 
    Kwas hialuronowy przywraca i utrzymuje nawilżenie skóry. Prowitamina B5 i witamina B3 działają przeciwstarzeniowo, redukują drobne zmarszczki, ujędrniają.

Ocena (po zużyciu opakowania): Tutaj jest idealnie! Mgiełka jest leciuteńka jak hydrolat, ale znacznie lepiej nawilża. Z olejkiem daje radę utrzymać nawilżenie przez większą część dnia. Po paru godzinach czuć wprawdzie, że skóra w suchych partiach domaga się wspomagania, ale można śmiało psiknąć (nawet na makijaż) i cieszyć się działaniem od nowa. Po dwóch-trzech tygodniach stosowania widać jak cera robi się ładniejsza: promienna, jędrniejsza, gładsza, pełna życia... I chociaż są to zmiany subtelne, to jednak zauważalne, odczuwalne i prowadzące do jednego wniosku: skóra jest zadbana. 

Kwestie techniczne: Atomizerowi nie można nic zarzucić, rozpyla rzadki płyn bardzo dobrze. Mgiełkę można jeszcze wklepać palcami, ale nie trzeba tego robić, bo sama z siebie dobrze zwilża twarz. Pachnie bardzo delikatnie i rzeczywiście podobnie do rozcieńczonej wody różanej. W każdym razie, ogólnie używa się jej przemiło, a stosowana na całą twarz, średnio kilka psików 2x dziennie, starczyła mi na 2 miesiące. 

To jaki wynik?
W przypadku tego testu jak na dłoni widać, że dobry kosmetyk to niekoniecznie ten droższy, ale ten lepiej przemyślany. W obu przypadkach składniki aktywne są dość podobne i spodziewałam się też podobnego działania, ale... i jeśli chodzi o kosmetyk i jeśli chodzi o opakowanie, Lierac nie do końca mi odpowiada i nie sprawdza się bezwarunkowo.
Tym razem zdecydowanym faworytem jest MIYA, produkt znacznie bardziej przemyślany, leciutki i uniwersalny. Mgiełka nawilża, łagodzi i przyjemnie odświeża. Efekty wprawdzie nie pojawia się tak szybko, jak po doraźnym użyciu Lieraca, ale za to dzień po dniu, cała twarz wygląda po niej coraz lepiej. I o to właśnie chodzi!

4 komentarze:

  1. Patrząc tylko na pierwsze zdjęcie miałam wrażenie, że to Miya jest tym droższym kosmetykiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miya najtańsza nie jest, to fakt i wdzięcznie się sfotografowała (jak na moje ciemne warunki). Lierac na żywo wygląda super, ale jest bardzo, ale to bardzo niefotogeniczny (światło odbija się w nim tak, że aparat wariuje i nie potrafi złapać ostrości). Na żywo opakowanie wygląda całkiem fajnie, aczkolwiek gdybym była producentem, to i jedną i drugą wpakowałabym w szkło ;)

      Usuń
  2. Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakoś ja nigdy tak do sprawy nie podchodziłam i wiem, że nawet niektóre tańsze kosmetyki mogą być lepsze niż droższe. Moim zdaniem świetny wybór kosmetyków zawsze jest w https://eveline.pl/ i ja bardzo często właśnie je tam zamawiam. Co by nie było oczywiście mam ich za dużo.

    OdpowiedzUsuń