środa, 11 stycznia 2017

Ulubieńcy 2016 - kosmetyki do makijażu

2016 rok nie przyniósł jakiegoś trzęsienia ziemi - baza pielęgnacji i ukochane perfumy pozostają bez zmian ;) Ulubiony olejek do twarzy i odżywkę do włosów już mam, a idealnego kremu do rąk nadal nie udało mi się znaleźć. Za to kolorówka to u mnie prawdziwa rewolucja - idealny rozświetlacz, tusze, dobry eyeliner za 2,79zł i kolorowa szminka, która nawilża i pielęgnuje.
Uprzedzam, że ze względu na ilość, skupię się raczej na krótkiej charakterystyce niż pełnej recenzji ;)



Usta
Nie należę do osób malujących się często i mocno, ale jest jeden kosmetyk do makijażu bez którego czuję się co najmniej dziwnie: szminka. Intensywny kolor zdecydowanie dodaje mi energii i po prostu dobrze wygląda (jestem jedną z tych osób, dla których beże i delikatne róże to gwarancja pytań w stylu: ,,dobrze się czujesz?", ,,jesteś chora" itp.) Do tej pory nie sięgałam jednak po ciemne odcienie - aż skusiłam się na odcień 03 Golden Rose Matte Lipstick Crayon - kolor wina. Mam go krótko, ale jest super, jeśli chodzi o trwałość i głębię, no i przy okazji, o kieszeń. Ale absolutnym ulubieńcem ulubieńców jest i tak Creamy Color Lovely - najbardziej komfortowa ze wszystkich kolorowych pomadek, których używałam. Jeśli kogokolwiek do koloru zraża wysuszanie ust, powinien zacząć od tego produktu (chociaż wymagania mu się podniosą ;) To jedyna kolorowa pomadka, o której mogę powiedzieć, że zarazem nawilża i chroni. Mój kolor to złamana czerwień, ciemniejsza od naturalnego koloru ust.

Oczy
Makijaż oczu przez lata ograniczałam do cieni. Tuszu do rzęs zaczęłam używać  po naprawdę długiej przerwie w tym roku i w dodatku znalazłam 2 maskary, na dzień i wieczór! Jeśli ktokolwiek zastanawia się czemu, spieszę z wyjaśnieniem: podrażniały mnie wszystkie tusze, których dotąd próbowałam. Po poszukiwaniach, postawiłam na kupno What's your type? Body Builder od TheBalm - i to jest absolutnie pierwszy tusz, który mnie wcale nie podrażnia i nie uczula. Formuła z drobnymi ,,włoskami" oblepia i ,,buduje masę" rzęs, chociaż całe szczęście jakoś bardzo ich nie skleja. Maluje tuż przy nasadzie, więc oko wygląda jak po zrobieniu tightliningu, a jeśli dorzucić do tego ekstremalną, totalnie matową czerń, od razu widać, że to killer na wieczór (choć nie mówię, że nie używam go też na dzień ;) Mam jednak bardziej dzienny tusz, który od razu przypadł mi do gustu - Volume Reveal Bourjois. Nie skusiłabym się na zakup, gdyby nie możliwość testowania na jednym z portali poświęconych kosmetykom. A tak, bardzo się cieszę, bo po raz kolejny podrażnień brak. Ładnie podkreśla cieniutkie i króciutkie włoski, więc rzęs wydaje się więcej. Nie oblepia przy tym, nie skleja i fajnie rozczesuje, a w dodatku ma na ściance opakowania lusterko. 
Eyeliner za 2,79zł? Tak, w Lidlu to możliwe. Wprawdzie podczas wyprzedaży, ale i cena regularna rozpieszcza, bo nie sięga nawet 5zł. Eyeliner Cien w kolorze Famous Brown jest, jak na moje oko, raczej czarny niż brązowy, chociaż istnieje też wersja kruczoczarna. Linera używam głównie do cienkiej kreski albo optycznego zagęszczenia linii rzęs. Ma sztywny, precyzyjny aplikator, łatwą do naniesienia konsystencję, trzyma się cały dzień i łatwo zmywa każdym produktem do demakijażu. Ten eyeliner naprawdę wprawia mnie w zadumę, jak bardzo jeszcze mogą się obniżyć ceny kosmetyków.
Paleta do brwi Freedom Makeup to cztery cienie, wosk i duże lusterko. Ostatnio tego rodzaju paletek zrobiło się sporo, ta wyróżnia się jednak właśnie woskiem - doskonale utrzymującym włoski na miejscu, lekko koloryzującym i nie dającym okropnego (według mnie) wrażenia wysmarowanych, sztucznych brwi, jak przy maskarze. Przynajmniej moje krzaczaste brwi trzymają się cały dzień uczesane tak, jak powinny, a blizna w jednej z nich jest dzięki temu prawie niewidoczna.

Makijaż twarzy
I znowu testowy ulubieniec. Jak rzadko łapię się na testowania, tak na tonujący krem seboregulujący Oillan polowałam jak desperatka (no, może nie aż tak, ale bardzo mi zależało) i okazał się strzałem w dziesiątkę. Wyrównuje kolor, nie matowi (ale też nie rozświetla), jest przyjemny w noszeniu zarówno na suchych, jak i tłustych partiach cery, wygląda naturalnie i nie zapycha porów. A dodatkowo dobrze wygląda na mnie i latem i w zimie.
Rozświetlacz Bell Hypoallergenic to może nie produkt, którego używam codziennie, ale sięgam po niego często, bo to jeden z niewielu rozświetlaczy,który mnie nie uczula. Od prasowanego produktu tej samej marki różni się pięknym odcieniem - delikatny beżo-róż. Rozświetla przecudnie, dając wrażenie zwilżonej skóry.
Ale moim absolutnym ulubieńcem jest paleta Cargo Cosmetics o nazwie California Throwback. Upolowałam ją w TkMaxx, gdzie bywa dość często i początkowo myślałam, że to jakaś tańsza ,,inspiracja" TheBalm. Dopóki nie poznałam jakości i nie zobaczyłam ceny regularnej paletek Cargo - ani one gorsze od TheBalm ani tańsze ;) W mojej są 4 cienie do powiek: ciemny, matowy brąz, perłowy przygaszony turkus, cielisty, satynowy beż i metaliczna miedź, róż, bronzer i 4 błyszczyki. Cienie są idealne: mocno napigmentowane, miękkie, aksamitne, nakładają się bez żadnego osypywania i można je w nieskończoność rozcierać i blendować. Do tego rozświetlający róż w odcieniu brzoskwini i świetlisty bronzer idealnie imitujący opaleniznę. Nie zachwycam się jedynie błyszczykami - dwa odcienie odpadają, bo są bardzo ciepłe, a dwa pozostałe to trend przeszłości, jeśli chodzi o błyszczące drobinki. Ale poza ustami mogłabym się nią malować w nieskończoność. Jak ją kiedyś dorwę, to chyba kupię drugą ;)

1 komentarz: