czwartek, 16 lutego 2017

Co oznacza pojęcie ,,oleje schnące"?

Jestem fanką olejów - i kosmetyczne i spożywcze upływają mi tak szybko, jak czas ;)
Do mojej ulubionej grupy należą oleje schnące: kocha je cera (a przynajmniej jej tłusta część), włosy i samopoczucie.



Skąd w zasadzie wzięła się nazwa ,,oleje schnące"? 
Spieszę z wyjaśnieniem.
Myślę, że nazwa ,,oleje schnące" może być nieco myląca. Nie chodzi o coś takiego jak tzw. suchy olejek (dry oil). Różnicę wyczuje tu przede wszystkim cera. Dry oil to umowne określenie kosmetyku o konsystencji olejku, który aż tak wiele naturalnych olejków z definicji zawierać nie musi.
Olej schnący to po prostu olej zawierający kwasy tłuszczowe o nienasyconych wiązaniach między atomami węgla.


kwas linolowy [źródło Wikipedia]

Schnięcie to właściwie z punktu widzenia konsumenta wcierającego lub konsumującego sygnał, że olej się podpsuł lub zaczyna psuć. Objawia się w ten sposób, że zamiast tłustej plamy, olej pozostawia twardą, a w każdym razie stałą warstewkę, która wygląda, jakby zaschnął.
Dzięki obecności wiązań podwójnych, tłuszcz zbudowany z reszt kwasów nienasyconych zawiera fragmenty, które chętnie wchodzą w reakcje chemiczne. Najpierw cząsteczka tłuszczu/kwasu tłuszczowego zmienia się w rodnik, a następnie kilka takich cząsteczek reaguje tworząc związki o większej masie cząsteczkowej, które nie są już płynne*. Mamy więc do czynienia z grubsza z czymś takim, jak produkcja polimeru katalizowana przez światło. Najlepiej o oleju schnącym świadczy to, że  najszybciej się psuje i butelka robi się lepka wokół korka i trudno ją umyć ;) Oczywiście nie ma co się obawiać, że coś podobnego zdarzy się na skórze - oleje schnące zdecydowanie ograniczają blokowanie porów skóry.
Do wspomnianej grupy należy np. olej lniany, z dzikiej róży, z konopi, maku orzechów włoskich czy kukurydzy.

Dla dociekliwych: przypuszcza się, że tworzenie najpierw następuje wolnorodnikowy atak na reaktywne allilowe atomy wodoru, wolnorodnikową reakcję polimeryzacji łańcuchowej, a następnie poprzeczne sieciowanie za pomocą mostków tlenowych, trochę podobne do sieciowania kauczuku siarką. Oczywiście, wszystko to jest wersją przybliżoną, bo nie do końca poznano przemiany, które tam zachodzą. [źródło: Morrison, Boyd, Chemia Organiczna 2, str. 280)




piątek, 3 lutego 2017

Czy maseczka w płachcie jest lepsza od zwykłej? Czy maseczka hydrożelowa działa skuteczniej?

Popularność ,,maseczkowych" filmów na YouTube w poprzednim roku zadziwia. Testy Glamglow albo maski magnetycznej - całkiem do zrozumienia, ale żeby nakładać na twarz klej z poli(alkoholu winylowego) w imię usunięcia zaskórników? Z drugiej strony, co kto lubi, istnieją wszakże skóry niewrażliwe i pancerne ;) 
Moją uwagę przykuła jednak znacznie większa niż kilka lat temu popularność maseczek - płacht materiału i maseczek hydrożelowych. Są właściwie wszędzie, a sporo osób pyta mnie o to:

Czy maseczka na płachcie materiału lub hydrożelowy płat są skuteczniejsze od zwykłej, nakładanej na twarz? 
Na to pytanie, jak domyśla się bardziej otrzaskany w temacie składów konsument, nie ma jednoznaczniej odpowiedzi. Maseczka na płachcie materiału to nic innego jak po prostu okład, chociaż można go zwać na różne sposoby.

Jest przypadek, kiedy wilgotny okład, szczególnie taki, który długo utrzymuje wilgoć, ma większy sens od zwykłej maseczki. Jest tak wówczas, kiedy chcemy dać głębszym warstwom naskórka substancje nie rozpuszczające się w tłuszczach np. niektóre przeciwutleniacze rozpuszczalne w wodzie (jak antocyjany lub polifenole). Zwykle warstwa rogowa naskórka jest dla nich barierą nie do pokonania. 
Materiał w okładzie ma za zadanie jak najdłużej zatrzymać wilgoć i ciepło, przydatne, kiedy chcemy zwiększyć przepuszczalność wierzchniej warstwy naskórka. Dzieje się tak ze względu na to, że martwe komórki warstwy rogowej, jak na komórki zbudowane z białek przystało, pęcznieją pod wpływem długotrwałego działania wody i w strukturze warstwy rogowej powstaje pewne ,,zamieszanie". Bariera naskórka wzbogaca się nie tylko w wodę, ale przy okazji w pożądane przez nas, substancje aktywne. Podobnie jest z hydrożelem - bardzo długo utrzymuje wilgoć, pod której dłuższym wpływem naskórek robi się bardziej przepuszczalny, szczególnie, kiedy w składzie maski znajdzie się też np. glikol propylenowy lub alkohol. Także - jeśli wysoko w składzie mamy ekstrakt z wina, kawy, nagietka lub zielonej herbaty - można używać życia, maska-okład to dla nich świetna forma stosowania w domowym zaciszu. Zwróćmy przy okazji uwagę na zestaw konserwantów i wybierzmy maseczkę, którą jest w stanie zaakceptować nasz rozsądek - okład zwiększa też przenikalność niepożądanych składników.
Bardzo fajnie w maskach hydrożelowych działa kwas hialuronowy czy kolagen- już niewielkie stężenie, razem z woda dokładnie zwilżającą naskórek, cudownie wygładza skórę. Wprawdzie kwas i kolagen świetnie wygładzają także w zwykłych warunkach, kiedy na przenikanie nie ma szans, jednak jeśli tylko dostaną się odrobinę głębiej (z akcentem na ,,odrobinę" ;), efekt jest znacznie bardziej spektakularny.

Myślę jednak, że są też substancje czynne, które sprawdzą się tak samo lub lepiej w klasycznej maseczce nakładanej na twarz i spłukiwanej wodą. Lepiej nie pokładać nadziei w doskonalszym działaniu masek hydrożelowych i płatów, w których substancjami czynnymi mają być:
- oleje np. słonecznikowy lub masło shea - w zwykłej maseczce, zadziałają tak samo
- glinki - do uzyskania oczekiwanego efektu wystarczy im sama woda, ponieważ najwięcej dobrego robią w ujściu gruczołu łojowego
- pantenol - i bez specjalnego wspomagania ma dobrą przenikalność
- gliceryna - jest jednym z nielicznych składników, które również radzą sobie z barierą naskórka